Listopad, w Polsce pada pierwszy śnieg, na południu Hiszpanii nadal jest 20 stopni.
Decyzja o wyprowadzce do Hiszpanii na jesienne miesiące nie była ani prosta, ani szybka. Minęły dwa lata zanim sprawy zawodowe, zbieżność osób i wydarzeń ułożyły się we właściwej konstelacji. Gdy zabrakło wymówek, żeby odłożyć to marzenie po raz kolejny w czasie, z dozą niepewności i pomocą przyjaciół przystąpiliśmy do jego realizacji.
Wiedzieliśmy, że nie będą to wakacje życia, bo wzięliśmy ze sobą pełnoetatową pracę, ale szukaliśmy przede wszystkim oddechu od zgiełku wielkiego miasta i ciepła, które zastąpiłoby jesienną pluchę. Pracując mogliśmy naprawdę poczuć, że przenieśliśmy naszą rzeczywistość w inne, zupełnie odmienne realia.
Te dwa miesiące na hiszpańskiej prowincji oprócz serotoniny i witaminy D3, dały nam przede wszystkim perspektywę na tempo w jakim żyjemy na co dzień w Warszawie. Stanowią też niezbity dowód na to, że człowiek najszybciej i najlepiej regeneruje się w otoczeniu natury, a Hiszpania to świetne miejsce, żeby przedłużyć sobie wakacje i zatęsknić nawet na śniegiem.

Zapraszamy do zwiedzania
Co jest największą zaletą odkrywania hiszpańskiej części atlantyckiego wybrzeża po sezonie? Pogoda, brak tłumów? Nie. To uczucie intymności, które wynika z odkrywania nowego miejsca takim, jakie naprawdę jest. Bez turystycznego gwaru można bowiem wszędzie poczuć się jak w domu.
Do Zahory, w której mieszka mniej niż 500 osób, przyjechaliśmy na początku października. To maleńka hiszpańska miejscowość w prowincji Kadyks. Celowo zdecydowaliśmy się na ustronne miejsce blisko oceanu, bo czego potrzeba więcej niż słońce, piasek i woda? Okazało się, że plusów jest o wiele więcej.
tekst i zdjęcia: Aleksandra Owczarek


W Hiszpanii ustronność nie wyklucza dostępu do hipsterskich knajpek (El Palmar), kawiarni specialty (Los Canos de Meca, Vejer de la Frontera), konnych przejażdżek brzegiem oceanu, zajęć jogi ani zabytkowych miasteczek, które zachęcają do zgubienia się w gąszczu wąskich uliczek (Vejer de la Frontera). Do każdego z tych miejsc z naszego zahorskiego domu można dostać się w zaledwie 15 minut samochodem, do Canos wybraliśmy się nawet pieszo brzegiem oceanu.




Przedłużyć lato
Październik na południu Hiszpanii nie przypomina w niczym polskiej jesieni z jej złotymi liśćmi i babim latem. Tutaj weekendami chodzi się na plaże, a wieczorami pije cañę (małe piwo) lub tinto de verano (czerwone wino z Caserą) w lokalnych barach.
To ostatni moment, aby poczuć się jak w lecie. Znajdujemy się nad oceanem, temperatury sięgają dwudziestu kilku stopni, piasek przyjemnie grzeje w stopy, a restauracje serwują owoce morza i specjalność regionu — tuńczyka.



Sygnałem zbliżającej się jesieni są tu ostatnie dni funkcjonowania lokalnych restauracji i plażowych barów. 23 października wybraliśmy się na zamknięcie Venta Curo, knajpki znajdującej się w odległości zaledwie 10 minut od naszego nowego domu. Na nasze szczęście nie przywykliśmy wtedy jeszcze do hiszpańskich godzin spożywania posiłków, więc udało nam się zdobyć wolny stolik. O dwudziestej pierwszej nie byłoby o tym nawet mowy. Panowała rodzinna atmosfera, a kelnerzy ucieszeni wizją zbliżającego się odpoczynku zagadywali klientów i serwowali cytrynowy likier.
Cisza po sezonie
Listopad odkrył przed nami zupełnie inne oblicze Zahory. Chłodniejsze dni nie zachęcają plażowiczów z głębi lądu do wycieczki nad ocean. Wszędzie słychać mniej lub bardziej donośny szum fal rozbijających się o piaszczysty brzeg i śpiew ptaków. Powietrze nadal pachnie kwitnącymi oleandrami i charakterystycznym zapachem wielkiej wody.


Kiedy rano około ósmej idę na mój codzienny spacer, często jestem na plaży zupełnie sama. Od czasu do czasu spotykam właścicieli psów, którzy pozdrawiają mnie gestem ręki i krótkim buenas. Z niezrozumiałych dla mnie powodów w 80% są to harty, które mogą się tutaj wreszcie wyszaleć. Jeśli jesteś tu o tej porze roku, jesteś swój.
Bliskość oceanu i brak innych rozrywek w pieszej odległości skłania ku odkrywaniu pobliskiej okolicy, a jest co eksplorować. Tutejsza plaża rozciąga się na długość ponad 3 kilometrów i jest zwieńczona Faro de Trafalgar — latarnią, która funkcjonuje nieprzerwanie od 1860 roku.
Nazwa Trafalgar nieprzypadkowo może brzmieć znajomo, bo nosi ją również jeden z najsłynniejszych placów Londynu. Ten przy którym znajduje się National Gallery i kolumna Nelsona. Otóż okazuje się, że to właśnie niedaleko naszej niepozornej i nieco dzikiej plaży 21 października 1805 roku rozegrała się bitwa pomiędzy angielską flotą, a hiszpańską armadą, która ustanowiła brytyjską dominację morską na ponad 100 lat.





Być może historyczna nostalgia nie jest głównym powodem przyciągającym turystów do Zahory, ale jedna z uchwał rady miejskiej prowincji Kadyksu może nim być. Zgodnie z nowym prawem, od 5 kwietnia 2022, wszystkie plaże prowincji są plażami nudystów i ludzie korzystają z nowo nabytego przywileju.
Chałupy w Hiszpanii?
Wyjeżdżając z Polski do zachodniej Andaluzji, z daleka od Malagi, czy Almerii, wydawało nam się, że jedziemy na taką wieś tylko z plażami i oceanem. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy na miejscu zastaliśmy… Chałupy. Zahora i przylegające do niej miejscowości – Los Canos de Meca i El Palmar słyną bowiem ze sportów wodnych takich jak surfing, kitesurfing i windsurfing. Ocean wyznacza też godziny otwarcia hipsterskich knajpek, butików i wypożyczalni sprzętu.



Wschodni wiatr znad Atlantyku stwarza sprzyjające warunki dla miłośników bicia się z falami, a szczyt sezonu przypada akurat od października aż do marca. Szkoda było nie spróbować! Normalnie o tej porze roku po pracy zaszyłabym się na kanapie z kocem i dobrą książką w ręku, a tutaj pakowaliśmy się w samochód i próbowaliśmy stawiać (dosłownie) pierwsze kroki w surfingu. Nic tak nie odciąga myśli od codziennych zadań jak solidna dawka słonej morskiej wody w nozdrzach. Mindfulness w najlepszym wydaniu.


Nie wszystko złoto co nad oceanem
8 kilometrów od wybrzeża wznosi się 200-metrowe wzgórze, na którym znajduje się Vejer de La Frontera. Prowadzi do niego moja ulubiona trasa. Pagórki w odcieniu słomkowym przecina wąska asfaltowa droga, a krajobraz dopełniają majestatyczne wiatraki wznoszące się ponad linią wzroku. Białe zabudowania miasta widać z oddali.
Nie bez powodu Vejer należy do Stowarzyszenia najpiękniejszych miast Hiszpanii (Los pueblos más Bonitos de España). To idealne miejsce na niedzielny spacer wąskimi uliczkami, choćby dlatego, że po sezonie działa tu jedyna kawiarnia specialty The Singular Coffee w okolicy. W listopadzie większość sklepów sprzedających ceramikę, rattanowe cuda i fantazyjne pareo zamyka się na zimę i zostają tylko lokalne warzywniaki, nieoblegane restauracje i spektakularny zachód słońca.




Warto.
2 miesięczne workation w Hiszpanii ostatecznie utwierdziło mnie w przekonaniu jak wielką rolę odgrywa w naszym życiu słońce. Po raz pierwszy skutecznie udało mi się ominąć jesienną chandrę i melancholię, a zachód słońca o osiemnastej i chodzenie w klapkach w listopadzie po kałużach będę wspominała jeszcze długo zadając sobie pytanie po co u licha wróciłam do zimnej Polski. Na razie cieszę się urokiem odzyskanej kołdry (wreszcie!), grzejnika i ciepłem emanującym z rozświetlonej choinki. Bo przecież o te małe codzienne rzeczy właśnie chodzi na dłuższą metę.