Odkąd pamiętam, w moim rodzinnym domu, przywiązywano sporą wagę do dobroczynnych właściwości ziół oraz symboliki roślin. W kuchennej szafce zawsze był rumianek, mięta i pokrzywa, które wspierały trawienie. Na gojenie ran, zbierano w ogrodzie babkę zwyczajną (która od lat rośnie w tym samym miejscu) i robiono z niej okłady. W Boże Ciało z kolei przynoszono z Kościoła poświęconą brzozę, która chroniła nasz dom przed piorunami. Jednak to wiele lat później, kiedy natrafiłam na teksty naszej bohaterki, odkryłam, że wokół mnie rośnie znacznie więcej leczniczych ziół, które mogą zdziałać dla nas wiele dobrego. Sara w swoich tekstach doskonale uczy, jak dobrze poznać rośliny, które rosną obok nas i zwyczajnie, przestać je traktować jak chwasty, pozwolić im spokojnie rosnąć i zacząć doceniać.
Zafascynowane niesamowitą zielarską wiedzą Sary, spotkałyśmy się z nią, aby poznać bliżej jej historię. W naszej ponad godzinnej rozmowie, nie sposób było zmieścić wszystkich pytań o pasje i o to, czym zajmuje się na co dzień nasza bohaterka, a dzieje się u niej dużo. Działalność w stowarzyszeniu ’Dziewczyny w Naturze’, organizowanie warsztatów zielarskich, tworzenie ziołowych naparów, nieustane zdobywanie wiedzy i wychowywanie synka Henia, który towarzyszył nam dzielnie podczas spotkania. 🙂 Sara opowiedziała nam o początkach swojej pasji do zielarstwa, o dawnych praktykach ziołami, które są jeszcze żywe w naszych domach. Poleciła wiele książek na temat ziół ze swojej domowej biblioteczki. I zachęciła do poznawania roślin, które rosną wokół nas.
***
tekst i wywiad: Magda Bałkowska
zdjęcia: Maja Musznicka
***





Dzień zaczynasz od naparu z ziół, czy jednak od kawy?
Obowiązkowo od naparu.
Z jakim zestawem ziół zaczynasz zatem dzień? Co polecasz?
Z jednej strony coś na trawienie, aby przygotować się do śniadania. Najczęściej jest to krwawnik. Czasami piję dziewannę, która doskonale nawilża, a czasami mieszankę ziół, które akurat mam w kuchni. Teraz na tapecie jest u mnie właśnie dziewanna, gojnik, liście porzeczki. Mając przy sobie małego Henia, nie mam za dużo czasu, aby celebrować poranki, ale napar rano musi być.
Twoja przygoda z zielarstwem trwa już 10 lat. Jak to się zaczęło?
Od zawsze czułam, że dobrze mi w przyrodzie. Któregoś roku, na studiach, miałam możliwość i przywilej spędzić całe wakacje na wsi. I tak, mieszczuchowi od urodzenia, w końcu nadarzyła się okazję, aby przez kilka miesięcy móc codziennie, od rana do wieczora, obserwować rośliny, to, jak rodzą cię do życia i dają owoce. Tak zaczęła kiełkować we mnie chęć poznania ich lepiej. Zaczęłam czytać książki o zielarstwie. Coraz więcej książek, zbierać rośliny i je suszyć.
Na początku nie wiązałam z tym mojej przyszłości. Skończyłam kulturoznawstwo, potem media interaktywne, na których spotkałam się z tematami związanymi ze sztuką biologiczną oraz z humanistycznymi teoriami na temat roślin i przyrody. Po tych studiach poszłam na kurs zielarski, który dawał mi uprawnienia, aby móc pracować jako zielarka i fitoterapeutka, choć ten temat nie do końca jest jeszcze rozwiązaniowy prawnie w Polsce. Jeden kurs, drugi, studia podyplomowe, praktykowanie, zloty zielarskie, które dały mi chyba najwięcej praktycznej wiedzy i dzięki którym poznałam guru zielarstwa, doktora Henryka Różańskiego, który totalnie otworzył mi głowę swoją wiedzą i znajomością zielarstwa dawnego.






Co jest takiego w zielarstwie, że tak porwał Cię ten temat?
Najbardziej na moje emocje działa sam akt zbierania ziół. Czuję niesamowitą podniosłość chwili, kiedy znajduję, czy to sama, czy z ekipą podczas zlotu zielarskiego, rzadką roślinę lub taką, której akurat teraz potrzebuję. To są dla mnie mistyczne sytuacje. Albo kiedy pada na mnie pyłek czarnego bzu lub jestem poharatana przez pokrzywy – takie momenty obcowania z roślinami, które są bliskie pierwotnym stylom życia, bardzo mnie urzekają. Ale też samo przetwarzanie roślin, robienie z nich leków, jedzenie ich. Fascynuje mnie również etnobotanika, czyli styk natury z kulturą. Interesuje mnie mocno kulturowe spojrzenie na świat roślin, to, w jaki sposób ludzie wykorzystywali rośliny w obrzędach i jak to dawniej było bardzo powiązane ze sferą sacrum.
Czy taka obrzędowość jest nadal silna w Polsce?
Na pewno na wschodzie Polski, tam nadal istnieją szeptunki, zielarki, które „zamawiają różne rzeczy u roślin”. U nas, w Wielkopolsce, jest to już rzadziej spotykane. Są kobiety i mężczyźni, którzy znają temat, natomiast jako społeczeństwo, bardzo odcieliśmy się od warstwy symbolicznej roślin. Dziś dla nas brzoza nic nie znaczy, jest tylko drzewem. Kiedyś natomiast ufano, że jest symbolem czystości, odradzania się…
Obserwuję jednak, że temat symboliki roślin, powraca i jest coraz bardziej żywy. Nie tyle sama etnobotanika, co nowa duchowość i ezoteryka, z którą ja nie do końca chcę się wiązać, bo uważam, że powinniśmy tworzyć nasze nowe rytuały z roślinami, a nie powracać do starych, które w dzisiejszych czasach nie do końca mają zastosowanie. Jesteśmy już innymi ludźmi, mamy inne problemy i inne choroby.
Można nazwać Cię nowoczesną zielarką?
Teraz nie mam możliwości bycia taką zielarką na 100% czyli poświęcać w pełni swój czas na zbieranie ziół i leczenie ludzi. Raczej jeśli ktoś mnie prosi o radę, to mówię, że ma kupić odpowiednie zioła w zielarni i zrobić mieszankę. No i też żyję w mieście, więc staram się mówić dziewczynom, że również tu możemy poznawać rośliny oraz spotykać się na kręgach ekofeministycznych i rozmawiać o tym, jak odczuwamy przyrodę i katastrofę klimatyczną, która nas czeka. Nurt ekofeminizmu jest mi bardzo bliski i gdzieś łączy się z kobiecą potrzebą bycia bliżej przyrody.
Opowiedz o nim nieco więcej.
Ekofeminizm istnieje nie od dzisiaj, łącząc filozofię feminizmu z ekologią. Całe założenie tego ruchu polega na tym, że kobiety jako pierwsze odczują negatywne skutki zmian klimatycznych, ponieważ to one najczęściej muszą zadbać o wyżywienie rodziny i to one jako pierwsze odczują choćby brak wody. Głównym i transparentnym przekazem ekofeminizmu jest porównanie kobiety do przyrody. Kobiety, podobnie jak przyroda, poddawane są reżimowi podporządkowywania oraz przemocy z rąk przysłowiowego „białego mężczyzny w średnim wieku”, pod symbolikę którego można podciągnąć kapitalizm, niewolnictwo.
We współczesnym świecie kobieta nie może być dzika, tylko okiełznania. Ma chodzić jak w zegarku. Ma, tak samo jak przyroda, dawać plony czyli rodzić dzieci. Ekofeminizm ma wielu przeciwników, są wśród nich również feministki. Dla mnie jest to dobra droga, aby działać na rzecz ekologii. I widzę, że wokół mnie jest wiele dziewczyny, które czują podobnie, temat ekologi tkwi w nich bardzo mocno. Stąd też pomysł, aby tworzyć czasopismo Ekofemizin, w którym publikujemy prace artystek oraz teksty kobiet w duchu ekofeminizmu.


Jak osobie, która tak mocno kocha naturę, mieszka się w centrum ruchliwego miasta?
Z jednej strony bardzo lubię miasto i możliwości jakie daje – kino, kawiarnie z dobrą kawą, spotkania z ludźmi. Z drugiej, muszę mieć w każdej chwili możliwość ucieczki do lasu czy nad jezioro. W Poznaniu często odwiedzam pobliskie parki, idę nad Wartę. Na Łęgach Dębińskich są takie dzicze, że aż trudno uwierzyć, że taka roślinność może rosnąć w centrum miasta! Tak jak każdy, szukam wytchnienia w cieniu drzew, a odkąd pojawił się na świecie Henio, staram się, aby miał jak najczęstszy kontakt z naturą.
Uciekając od betonowego świata, cześć minionych wakacji spędziliśmy poza miastem, w wynajętych domkach nad jeziorem, szukając przy okazji ziemi dla siebie, aby mieć w przyszłości własną, zieloną odskocznie. Dziś może ciężko byłoby nam się stąd wyprowadzić, bo mój mąż pracuje w centrum Poznania i jesteśmy silnie związaniu z kulturą miasta oraz kochamy być wśród ludzi. Ale w perspektywie 10 lat, taka przeprowadzka do domu pod lasem jest realna, bo drzemie to gdzieś w nas obojgu.

Dzięki Twoim spacerom po Poznaniu, można poznać bardzo dużo leczniczych roślin.
Tak, to jest niesamowite.
Ostatnio dzięki Tobie, odkryłam bylicę pospolitą, którą do tej pory traktowałam jako chwast.
Bylica ma bardzo fajny wpływ na organizm. Pobudza miesiączki, działa rozkurczowo na układ trawienny i macicę.
Na swoim instagramie polecasz również kadzidła z bylicy, które są naszym lokalnym zamiennikiem paolo santo.
W dawnych czasach do kadzenia używane były rośliny, które zawierały olejki eteryczne. Uznawano bowiem, że olejki mają nadprzyrodzoną siłę i mocno wierzono, że roślinami można chronić się przed złymi mocami, a dym jest medium, które łączy nasz realny świat z zaświatem. Kadzidłami odganiano anomalie pogodowe, choroby, czary, złe moce. Kiedy weszła chrześcijańska wiara, wierzenia się zespoliły, a ludzie akt świecenia roślin wykorzystali do nadawania im jeszcze większej mocy.


Książki z domowej biblioteki, które Sara poleca szczególnie:
Aleksander Ożarowski „Rośliny lecznicze i ich praktyczne zastosowanie”
Aleksander Ożarowski „Ziołolecznictwo. Poradnik dla lekarzy”
Adam Fischer „Rośliny w wierzeniach i zwyczajach ludowych”
Józef Rostafiński „Zielnik czarodziejski to jest zbiór przesądów o roślinach”
Witold Poprzęcki „Poradnik zielarza”
O. Andrzej Klimuszko „Wróćmy do ziół”
„Zielnik Syreniusza”
Jakich roślin, które rosną blisko nas, jeszcze nie doceniamy?
Liście owoców, na przykład jeżyny. Możemy z nich zrobić napar na problemy żołądkowe, który mogą pić nawet dzieci. Myślę, że też sama pokrzywa i jej bogate zastosowanie jest również mało doceniana przez nas.
Na koniec chciałbym Cię zapytać o historię roślinną, która Cię zafascynowała, że postanowiłaś drążyć jeszcze mocniej zielarskie tematy?
Przeczytałam kiedyś w roczniku „Etnobiologia Polska”, że dawniej w Polsce, na święto Matki Boskiej Zielnej, ludzie pletli z roślin malutkie wianki, które mocowali do sznurka i nieśli poświęcić w sierpniu do Kościoła. Rytuał wymagał, aby wianków było pięć, a zioła musiały być zerwane na dziewiątej miedzy. Potem używano ich między innymi do okadzania domu. Czytam sobie to jako doniesienie z przeszłości, po czym prowadzę warsztaty z robienia bukietów dla Matki Boskiej Zielnej z seniorami w Poznaniu i jedna z uczestniczek, Pani Ela, zaczyna mi opowiadać, że u niej w domu robiło się tak… I zaczyna opowiadać właśnie tą historię o pięciu wiankach, co pokazało mi, że opowieść odkryta przeze mnie na kartach książki, jest nadal żywa.
Sara Grolewska – kulturoznawczyni, animatorka kultury, dyplomowana zielarka – fitoterapeutka, założycielka „Stowarzyszenia Dziewczyny w Naturze” krzewiącego wiedzę w zakresie sztuki, etnobotaniki, ekofeminizmu i ekologii. Autorka bloga o ziołach dobreziele.com. Twórczyni mieszanek ziołowych 'Napary od Sary’.