Close
Grecja: Santorini

Grecja: Santorini

Gdy ktoś pytał mnie podczas lockdown’u, czego brakuje mi najbardziej, odpowiadałam: podróży. Rok 2020 mocno zweryfikował moje plany wyjazdowe: odwołany lot do Japonii, zawieszona lista nowych destynacji, skupienie na tym co tu i teraz.

Niepewność, która towarzyszyła nie tylko mi, ale i wszystkim wokół sprawiła, że do pierwszego zagranicznego wyjazdu podchodziłam z dużą rezerwą. Padło na Santorini, które wcześniej nigdy nie było na mojej top liście miejsc do odwiedzenia. Na miejscu okazało się. że był to błąd, choć trafić tu trzeba było w tym nietypowym czasie.

***
tekst: Joanna Dziel
zdjęcia: Joanna Dziel, Piomas
***

Jak wygląda podróżowanie w czasie koronawirusa? Wiele zależy od kraju do którego się wybieracie. Grecja otworzyła swoje granice dla wielu państw, w tym Polski, 1 lipca. Aby się do niej dostać, musieliśmy maksymalnie 48 godzin przed wylotem, wypełnić formularz na stronie rządowej, odpowiadając na pytania o miejsce zamieszkania w Polsce, zakwaterowanie w Grecji lub osoby współpodróżujące z nami. Z takim dokumentem otrzymaliśmy kod QR, który dał nam możliwość wstępu do kraju. Na wyspę dolecieliśmy LOTem bezpośrednio z Warszawy. Po wylądowaniu zdecydowana większość pasażerów została poddana testom na COVID-19. Kontaktować się z nami miano tylko w przypadku pozytywnego wyniku. W okresie, w którym my byliśmy na Santorini, czyli na początku lipca, wyspa nadal pozostawała wolna od potwierdzonych zakażeń. Od początku pandemii, nie odnotowano tu żadnego zarażenia, a w samej Grecji było ich mniej niż w Polsce. Niestety przez to, że granice ponownie zostały otwarte, pojawiły się „importowane przypadki” odkryte dzięki testom na lotnisku.

Przed pandemią Santorini odwiedzało rocznie ponad 2 miliony turystów. Prognozuje się, że w tym roku pojawi się tu 15-30% z nich. Trafienie tutaj tydzień po otwarciu granic było wyjątkowym momentem, który pozwolił nam poznać wyspą w zupełnie nowym wydaniu. Puste ulice, opuszczone wille i ośrodki wypoczynkowe, brak kolejek do restauracji – tak wyglądało życie na najpopularniejszej wyspie Grecji na początku lipca.

Zamieszkaliśmy w domu, w miejscowości Imerovigli. Byliśmy pierwszymi osobami, które zakwaterowały się z nim po dłuższej przerwie. Z tarasu rozpościerał się widok na morze, a z daleka rysowała się sylwetka leżącej na północnym krańcu wyspy miejscowości Oia.

Plage isolée

W sezonie plaże na Santorini na pewno nie są zaciszne, ale w lipcu słychać było częściej stukanie młotków w przymorskich barach, w których trwały nadal remonty, niż dudniący szum mieszających się języków z różnych części świata.


Na wulkanicznej wyspie przeważają czarne i czerwone plaże. Najbardziej imponująca wydaje się być Paralia Kokkin, której ceglany kolor łączy się z turkusowym niebem. Dotarcie do niej nie jest łatwe, trzeba przejść skalistą i miejscami stromą drogą, jednak nie sprawia to większych trudności.

When The Sun Goes Down

To właśnie bajeczny krajobraz zachodu słońca na Santorini został wykorzystany przez premiera rządu Grecji, Kyriakosa Mitsotakisa, do oznajmienia światu, że państwo otwiera swoje granice.
Przyznaję, że zachody słońca, które powoli zatapiają się w Morzu Egejskim, oświetlając kaskadowe domy osadzone na klifie w Oia, wyglądają naprawdę imponująco.

Nie trzeba być jednak w Oia, aby je podziwiać, bo w wielu miejscach na wyspie wygląda to równie pięknie. Pierwszego dnia tracąc rachubę czasu, o mało nie spędziliśmy zachodu słońca w sklepie spożywczym. Skończyło się to minikłótnią, szybkim podziałem grupy na team jedzenie versus team zachód słońca oraz braniem stopa i poznaniem przyjaznego Greka, który podwiózł nas do miejsca, z którego można było podziwiać ostatnie chwile różowego nieba przed zmrokiem. W ten sposób odkryliśmy też zupełnie opuszczony ośrodek wypoczynkowy z pustym basenem.

Up in the hill

Będąc na Santorini zdecydowanie warto wypożyczyć auto (co zrobiliśmy), jednak piesze wycieczki też wchodzą w grę. Pokusiliśmy się o taką ostatniego dnia, pokonując dwugodzinną trasę Imerovigli – Oia.
Po drodze minęliśmy więcej jaszczurek biegających po wyschniętej ziemi, niż turystów. Trasa nie była bardzo wymagająca (pokonałam ją w sukience, więc co to za trekking zapytacie), a najbardziej uciążliwe było słońce palące w plecy.

Dlatego po dotarciu do celu i wypiciu zimnej kawy w kawiarni Passaggio ulokowanej na wejściu do miasta, udaliśmy się na schowaną za portem plażę. Po kąpieli odwiedziliśmy Dimitris Ammoudi Taverna, gdzie serwowane są świetne ryby i owoce morza. Jeśli zapytacie o idealny dzień na wakacjach to wyglądałby on mniej więcej jak ten.

Odwiedzenie Santorini w tym nietypowym okresie było przeżyciem niezwykłym. Z rozmowy z miejscową farmaceutką, która zagadała nas podczas wizyty w aptece wynikało jedno: wyspa potrzebowała oddechu.

Autorem części zdjęć zamieszczonych we wpisie jest Piomas.
Po więcej zdjęć, nie tylko z podróży, zapraszam na mój Instagram.

Close