Close
Letni przewodnik po Warszawie

Letni przewodnik po Warszawie

Tak samo jak kocham lato na końcu świata, z daleka od wszystkiego, tak uwielbiam lato w mieście. Wspaniale jest być turystą w dobrze znanym miejscu, można wtedy znaleźć czas na wizyty we wszystkich galeriach sztuki, śniadaniowniach i kawiarniach, wybrać się do miejsc, które są zupełnie nie po drodze.

The Cool Cat

Od sceptyków Warszawy często słyszę, że jest zbyt rozległa powierzchniowo, że połowę dostępnego czasu trzeba poświęcić na dojazdy. Odpowiadam wtedy, że spora część mieszkańców stolicy na co dzień nie porusza się po całym mieście, tylko spędza czas w swojej ukochanej dzielnicy. Tam mieszka, pracuje lub wraca tuż po pracy, pije kawę, spotyka się z przyjaciółmi w ulubionych restauracjach, a wieczorem wychodzi na wino. Dzielnice są dużo prostsze w obsłudze niż dwumilionowe miasto. Proponuję zatem letni przewodnik nie po Warszawie, a po kilku moich ulubionych dzielnicach. Nie tracimy czasu na dojazdy (chociaż stolica Polski to jedno z lepiej skomunikowanych miast, w jakich byłam) i możemy każdej dzielnicy poświęcić należytą ilość uwagi. W ten sposób zwiedzać mogą nie tylko przyjezdni, ale i miejscowi. Zapraszam!

***
tekst & zdjęcia: Agnieszka Bukowska
***

Mokotów

Na pierwszy ogień idzie Mokotów, jako, że to moja ukochana dzielnica, w której spędziłam kilka wspaniałych lat. Każda z warszawskich dzielnic ma moim zdaniem swoje centrum, miejsce, w którym dzieje się życie, takie gdzie spotyka się, żeby rozpocząć weekend, czy miłe popołudnie. Na Mokotowie takie punkty są dwa: pierwsze to ulica Narbutta, a drugie to Skwer Broniewskiego. Oba są tak wypełnione miejscami wartymi odwiedzenia, że nie wiem, od czego zacząć!

Okolice Narbutta to wyświetlające klasyki filmowe kino Iluzjon, to lodziarnia Jednorożec – (subiektywnie!) najlepsze lody w Warszawie i cukiernia Panna z glutenem tak dobrym, że nie da się go opisać (zarówno w wersji słonej – francuskie z kurkami! jak i słodkiej – wszystko!). Wieczorami można się oddalić o dwie ulice od Narbutta i trafić do dwóch wieczornych miejsc – Baru Wieczornego na Wiśniowej, z cudownym patio, drinkami i winami naturalnymi oraz Kontakt Wino Bistro, gdzie poza ogromnym wyborem win z oferty Terroirystów, można też bardzo dobrze zjeść (tylko nie w sierpniu, bo ekipa jest na urlopie).

kawiarnia Relaks
Vegan Ramen

Skwer Broniewskiego to kawiarnia Relaks – klasyk zarówno poranny, jak i wieczorny, można na kawę, można na wino. To Mezze, cudowne miejsce z hummusem, falafelem i wieloma innymi przekąskami, gdzie można jeść bez końca, jak dotrzecie, zjedzcie za mnie „Talerz Jerozolimski”, tęsknię za nim niezmiernie! Obok jest też restauracja Mozaika, tajskie Pampui i na deser – lody Pallone w przepięknym budynku dawnego uzdrowiska albo zakupy w słynnym vintage store z perełkami z drugiej ręki – Crushu.

Można z tych okolic zacząć spacer po Parku Morskie Oko i zapuścić się kolejnymi parkami aż na Dolny Mokotów, na przykład do kawiarni MUAS stworzonej przez zajmującą lokal za ścianą pracownię ceramiki o tej samej nazwie. A jeśli zamiast w bok do parków pójdzie się dalej Puławską, to dojdzie się aż do Królikarni – do Muzeum Rzeźby, na jakąś miłą wystawę i na kawę lub wino do Cafe Pląs, młodszej siostry Podrygów. Ciepłymi letnimi wieczorami Pląs rozprzestrzenia się na schody i podwórko, słychać muzykę, nogi same podrywają się do tańca i można tak pląsać aż do Brzasku – cyklu letnich plenerowych koncertów rozpoczynających się o wschodzie słońca.

Pomiędzy ulicą Narbutta a Skwerem Broniewskiego jest jeszcze jedno wspaniałe miejsce – Nowy Teatr. Można tam się ukulturalnić idąc na sztukę albo kupując książkę w Nowej Księgarni albo zjeść coś dobrego w Wars i Sawa – industrialnej przestrzeni, czy na zewnątrz. W niedzielę można się też załapać na prawdziwą ucztę śniadaniową – otwarty bufet na zasadach jesz ile chcesz z samymi cudownościami z najlepszej jakości składników. Oj zdarzało mi się przyjść o 10 i jeść do 14!

Żoliborz

Żoliborskim punktem spotkań jest Plac Wilsona. Wychodzi od niego tyle ulic, że nigdy nie wiem, gdzie wyjść z metra i każda z nich skrywa w sobie coś naprawdę ekstra. Startuję zwykle od Słowackiego i kawiarni Błysk prowadzonej przez najmilszych i zarazem najbardziej profesjonalnych ludzi, jakich znam – Basię i Michała (wielokrotni kawowi mistrzowie w różnych kategoriach). Jeśli przede mną długi dzień, to po drodze łapię kanapkę w Focca Żoliborz – kanapkarni Moniki Waleckiej. Między Foccą a Błyskiem jest Havana Cafe Bar – miejsce na śniadania, pizzę i drinki z pięknym tarasem, skąd na całą okolicę Placu można patrzeć z góry. Obok Havany jest kolejna z moich ulubionych księgarni – Najlepsza Księgarnia. Niemalże po drugiej stronie ulicy znajduje się kawiarnia Secret Life posilająca Żoliborzan w godzinach porannych. Za ścianą jest Ósma kolonia serwująca sezonowe jedzenie z twistem po śniadaniu. Kawałek dalej mamy następne miejsce z glutenem Moniki – piekarnię Cała w Mące. Poznacie ją po kolejce ustawiającej się przed wejściem, zwłaszcza w dni, kiedy są jagodzianki. Spacerować można po zielonym Parku Żeromskiego, a film obejrzeć w kinie Wisła, obok którego od pewnego czasu mieści się też filia cukierni Kukułka z Mokotowskiej.

kawiarnia Błysk
Praga

Praga to takie miejsce, o którym kiedyś mamy mówiły dzieciom, że nie można się tam zapuszczać, a teraz wszyscy spędzamy tam czas i ciągle nam mało. Osobiście mogłabym nie opuszczać ulicy Stalowej – poranki spędzałabym w Rano, z filiżanką kawy, całym mnóstwem (subiektywnie) jednego z najlepszych glutenów w mieście, a w weekendy – naleśnikami jak u Babci. Potem przetuptywałabym na drugą stronę do Trójki Kielichów, gdzie jadłabym obiady i zakrapiane winem kolacje przy stalowych stolikach i pomarańczowych światełkach. Jeśli kiedyś pojawi się abonament na takie życie, proszę o kontakt, rozważę powrót do stolicy na stałe!

W samym sercu dzielnicy działa Centrum Praskie Koneser. Regularnie odbywają się tam ciekawe wystawy i przeróżne inne wydarzenia, których rozkład warto sprawdzać przed przybyciem, a przy okazji zarezerwować stolik w Koneser Grill, żeby zjeść jakąś sezonową przepyszność zgrillowaną często na żywym ogniu. To z założenia miejsce-mekka dla mięsożerców, ale jako wegetarianka zawsze znajduje tam coś dla siebie, albo zamawiam wszystkie dodatki, które same w sobie stanowią małe dania. Moją gastronomiczną praską przyjemnością jest jeszcze Hub Praga – małe miejsce na bardziej wyjątkowe okazje.

Hałas
Saska Kępa

Wszystko, co ważne w tej dzielnicy, zdaje się dziać w ulicach odchodzących od Ronda Waszyngtona. Centrum dowodzenia Saskiej prawdopodobnie mieści się w Hałasie na ulicy Elsterskiej. Siedząc tam na kawie odpowiednio długo, można spotkać wszystkie praskie osobistości (prawie jak z balkonu w Filmie Balkonowym oddającym ducha dzielnicy). Niedaleko Waszyngtona, na ulicy Finlandzkiej jest też pierwszy Vegan Ramen Shop. Mieści się tu również wejście do warszawskiego Central Parku, czyli Parku Skaryszewskiego. To mój ulubiony park w stolicy, z mnóstwem stawów, jeziorem i piękną zielenią. Jeśli wyjdziemy z niego z drugiej strony, trafimy do przeuroczego butiku ze starociami, Vintage Kolektyw. To kawiarnia i sklep, gdzie można spędzić długie godziny, jeśli jest się, tak jak ja, miłośnikiem przedmiotów z drugiej ręki.

Przy okazji wizyty na Saskiej warto też odwiedzić dwie maleńkie galerie sztuki – Le Guern i Nanazenit. W jeden z letnich weekendów na Saskiej Kępie odbywa się też wielka wyprzedaż garażowa, kiedy to niemalże przed każdym domem dzielnicy pojawia się stoisko z niepotrzebnymi już skarbami, warto zapisywać w kalendarzu!

Powiśle (i przy Wiśle)

Lata temu, kiedy zaczynałam mieszkać w Warszawie, na Powiśle jeździło się do kawiarni Stor, pooglądać ceramikę w sąsiadującej z nim pracowni Fenek, na śniadania do Cool Cata i na ramen w Yatta. Te miejsca nadal są kultowe, a obok nich powstało całe mnóstwo innych. Niemalże naprzeciwko Centrum Nauki Kopernik działa najnowsza (i moim zdaniem najbardziej urocza) kawiarnia Coffeedesk. Tuż za rogiem pyszne naturalne wino, jakościowe talerzyki i neonowa atmosfera w Superfly Wine. Na przeciwko Elektrownia Powiśle, gdzie mieści się sporo butików (również polskich marek) i co jakiś czas odbywają się Targi Vintage i inne wydarzenia. Jest kilka rzemieślniczych cukierni MUUS i będące w czołówce jagodziankowych rankingów – Baja i Domo Bake. I kuchnia koreańska w Mei!

Jeśli wylądujecie na Bulwarach – mam dla Was alternatywę do komercyjnych piwek dużych marek – Żaba Wine Bar – miejsce z naturalnym winem i jedzeniem w bibendowym stylu.

Rzeczownik
Śródmieście

Warszawskie centrum bywa trudne – tłok, hałas i chaos to codzienność, zwłaszcza podczas weekendów. Śródmieście polecam zatem zwiedzać raczej w tygodniu i bardziej w pierwszej połowie dnia, niż drugiej. Ale zdecydowanie nie omijać, za dużo ma do zaoferowania, a te wspaniałości rekompensują całe zło! To będzie telegraficzny skrót i dużo przystanków, zapnijcie pasy! (Ktoś tylko musi prowadzić, bo ja nadal nie mam prawa jazdy).

Zaczynamy od palmy, obok której mieści się Muzeum Narodowe a w nim – Restauracja Muzealna, należąca do tej samej grupy, co co Pląs i Ale Wino. Idąc dalej, w Nowy Świat polecam się nie zapuszczać, bo to turystyczne piekło. Wyjątek robię tylko dla samego początku ulicy, żeby wejść do Raju w Niebie i zjeść sobie hawajskie śniadanie, albo bowla w przepięknej przestrzeni (i na samym końcu, żeby obejrzeć wystawę w Miejscu Projektów Zachęty). Nocą Raj się zamyka, a zostaje Niebo, gdzie można trochę potupać nóżką. Podobnie jak w Smolna, tamtejsze patio to jedne z najlepszych imprez w moim życiu, zdjęć nie ma, bo na wejściu zaklejają telefony. Z tego miejsca pozdrawiam bramkarzy i bramkarki za najlepszą selekcję, w klubie Smolna naprawdę są tylko ludzie z dobrą energią! Tupać można też na przeciwko, gdzie z Zamieszania, Zagrywek, Newonce Baru i Rakiety, zrobił się wielki kompleks imprezowy. Można też zostać po imprezie i za dnia poleżeć tam na leżaku.

Idziemy dalej w stronę placu Trzech Krzyży, mijamy Mysią 3, jedyne centrum handlowe, do którego mogę chodzić. Sporo tu sklepów z polskimi markami, dobrego designu, a na ostatnim piętrze można często trafić na wystawę albo jakieś secret sale, a na parterze i w podwórzu – zjeść włosko-azjatyckie fusion w Regina Barze. Z Mysiej skręcamy w Bracką, zahaczamy o Stor Cafe i trafiamy do hotelu Puro, gdzie bardzo polecam spać, a jeśli się nie śpi, to i tak odwiedzić Loreta Bar na siódmym piętrze – piękny widok! Obok Puro, w The Cold Pressed Juices na ulicy Zgoda, są moje ulubione owsianki w Warszawie (jagodowa!) i wyciskane soki, które można kupić za pół ceny ostatniego dnia ich ważności. To mój standardowy zestaw śniadaniowy, na zmianę z onigiri i matchą w sklepie z japońskimi składnikami obok – Sakamoto-ya. A jeśli mam czas na długie i leniwe śniadanie i nie przeszkadza mi stanie w kolejce, to spędzam całe przedpołudnie w Baken na Żurawiej. Od pewnego czasu można spędzać tam też popołudnia i wieczory, i uważam, że to jest piękne.

Na lunch biegnę do Bibendy, mojego drugiego domu podczas wizyt w Warszawie. Uwaga, Bibenda to tylko walk-in, nie ma rezerwacji (chyba, że dla dużych grup) i wieczorami kolejki ciągną się aż do ulicy Kruczej. Zdecydowanie polecam przed 16.00! No a jeśli już o Kruczej mowa, no to Pizzaiolo! Razem z Nonną najlepsze pizze w mieście (znów subiektywnie). Wieczorami na Kruczej warto zajść też do Grace – cocktail baru stworzonego przez właścicieli Joela.

Cofamy się teraz na Mokotowską, gdzie mieści się moja druga ulubiona lunchownia (tutaj już można rezerwować) – wegański raj umami Peaches Gastro Girls. Naprzeciwko niej kolejna super księgarnia – Bęc zmiana. Kawałek dalej cukiernia Kukułka i restauracja alewino z pysznym jedzeniem i winem. Wracamy Wilczą, robimy przystanek na kawę w pierwszym warszawskim Coffeedesku i w Ciastku z Dziurką, jeśli mamy miejsce na ciepłą jagodziankę i akurat nie ma kolejki. A jak już jesteśmy przy kolejkach – na skrzyżowaniu Wilczej z Hożą – japońskie, minimalistyczne i przepiękne Happa – na matchę i mochi – najklasyczniejsze słodycze z ciasta ryżowego.

W chłodniejsze dni albo w gorszej dyspozycji jemy ramen w Arigatorze lub w Ganonie, czy meksykańskie cuda w La Sirenie, a w cieplejsze – wegańskie sushi w Youmiko. Można je też zabrać na wynos do pociągu powrotnego (przynajmniej ja tak często robię). 

Jeśli mamy imprezowy nastrój, to kierujemy się w stronę Emilii Plater i kupujemy winko w Natural Rascal. Niestety nie można go wypić na miejscu (za to można w Bar Rascal na Moliera, co bardzo polecam, razem z niekończącym się przesiadywaniem w ich bajkowym ogrodzie i wizytą w Zachęcie). Można też oszukać system, zostać na rogu Plater i Poznańskiej i zabrać winko na wycieczkę do Pacyfiku, zapłacić korkowe i cieszyć się słonkiem w ogródku. Polecam też autorskie pacyfikowe drinki (ja czasem idę w Bloody Mary z selerem naciowym, mówię sobie, że to zdrowe) i tłuściutki komfort food: hot dogi (też wege), fryteczki i inne. Na Poznańskiej jest też świetna Taqueria i Burriteria – Señor Lucas i najlepszy sklep papierniczy w stolicy – Rzeczownik.

Za rogiem jest Hotel Nobu, bardzo dobre, ale kosmicznie drogie sushi i legendarny dorsz w miso, ale najbardziej to tam warto iść do klubu jazzowego Jassmine na dole, na koncert. I znowu klimatyczna malutka księgarnia, tylko tym razem anglojęzyczna – As You Like It. W tych okolicach też Miss Mellow na słodkie, któremu nie da się odmówić! I znów powrót, tym razem w stronę ulicy Koszykowej, bo na liście nie może zabraknąć Joela – idźcie tam w więcej osób (zróbcie rezerwację), zamówcie całe jedzenie, jakie jest i ich drineczki, zarówno alkoholowe, jak i bez są spoko. Naturalne wino też się znajdzie.

Jak już w tamtej okolicy to jeszcze Regina na połączenie Chin z Italią, a jak ktoś jest fanem mięsa, to jeszcze koniecznie Pogromcy Meatów. To, że mięso dobre wiem tylko z opowieści, ale zapach świeżo pieczonych maślanych bułeczek mnie przekonuje. Zataczamy koło w stronę Oleandrów, tam jeszcze MOD, nie tylko na pączki, ale też na przekąski, wino, a nawet ramen i laksę. Drzwi dalej Moya Matcha – na ciepłe i zimne napoje z matchą, wspaniałe słodycze i cieszenie oka pięknym designem wnętrza! Naprzeciwko Bazar Miejski, kolejne miejsce na zakupy z drugiej ręki. No i na rogu Kubuś Piekarenka – na pieczywo, wino i oryginalne śniadania. Obok jeszcze Kino Luna (zwykle filmy oglądam tam, albo w Kinotece), a kawałek dalej jeszcze The Cool Cat TR, gdzie można na śniadanie o każdej porze. Znów zakręcamy, na plac Konstytucji, tam chodzę na polskie jedzenie z twistem do The Eatery i na włoskie drinki oraz tapasy do Va Bene Chicchetti. Uf! 

The Eatery
Moya

Wspaniałych miejsc w Warszawie jest tak dużo, że można by o tym pisać grube książki, na pewno nie zawarłam wszystkich wartych uwagi. Wymieniłam dopiero kilka dzielnic, jest przecież też Muranów z kawiarnią Forum, cukiernią Tonka i nową śniadaniownią dziewczyn z Peaches w Resorcie – Lychees Gastrogirls. Jest Wola z Szumem, Shoku, Lupo Pastafresca. A nowe miejsca otwierają się jak grzyby po letnim deszczu. Mam nadzieję, że ten subiektywny przewodnik będzie punktem wyjścia do Waszych własnych wypraw i fascynujących odkryć!

Va Bene Cicchetti
Lupo
Close