Close
Ola i Marcin

Ola i Marcin

Ola i Marcin mieszkają w sercu poznańskiej Wildy, tuż przy Rynku Wildeckim, którego sąsiedztwo doceniają codziennie rano, robiąc zakupy. Mówią o sobie, że mają w życiu dużego farta. Do spotykanych ludzi, do sytuacji, które się im przytrafiają. Mieszkanie, w którym ich odwiedzamy, udało się im otrzymać od miasta w ramach programu „Mieszkanie do remontu”. Kiedy patrzymy na wnętrza ich domu, trudno nam sobie wyobrazić, że było w opłakanym stanie.  Po starym wnętrzu, został tylko piec kaflowy, który cudownie ogrzewa dom zimą. Na honorowym miejscu w domu wisi natomiast portret Bibi, Ilony i Marka – cudacznych kociaków, które mieszkają z Olą i Marcinem. Koty dominują w tym domu. Również nasza rozmowa co chwilę schodzi na temat kotów. Trafił w końcu kociarz na kociarza.

Nasi bohaterowie to niesamowici pasjonaci, którzy ze swojej pasji uczynili fajny przepis na życie. Marcin od ponad 12 lat związany jest z filmem. Ola, na ostatnim roku rzeźby, zaczęła tworzyć biżuterię. Dziś jest właścicielką marki SAVVY. Jej pierścionki, kolczyki i sygnety to małe dzieła sztuki, które przykuwają spojrzenie i intrygują swoim kształtem. Maja jest w nich zakochana od dawna i to właśnie pierścionki SAVVY są jej najukochańszymi.

Podczas naszego spotkania opowiadają nam o swoich mentorach, do których mają wielkie szczęście. O Wildzie, na której poczuli się, jak u siebie i o mieszkaniu, które jest ich miejscem na ziemi.

Oglądamy także zdjęcia mieszkania sprzed remontu. Kilka z nich zamieszczamy na końcu, abyście mogli zobaczyć, jak bardzo zmieniło się wnętrze, i jak wiele pracy i serca włożyli nasi bohaterowi w swoje cztery kąty.

Zanim porozmawiamy o Was, przedstawcie nam swoje niesamowite koty.

Ola: Biała kotka ma na imię Bibi, trikolorka to Ilona, a rudy to Marek. Wszystkie trzy kociaki adoptowaliśmy z fundacji lub uratowaliśmy z ulicy. Każdy ma za sobą trudną historię. Bibi adoptowaliśmy ze schroniska w Łodzi. Została znaleziona sparaliżowana na ulicy. Uratowaliśmy ją przed uśpieniem. Z pomocą Fundacji „Koci Pazur” oraz naszych przyjaciół, zebraliśmy środki na jej leczenie i rehabilitację, dzięki którym zaczęła znów chodzić.

Ilona została adoptowana jako mały kotek ze wsi, który miał małe szanse na przeżycie.

Marek był naszym kotem tymczasowym z Fundacji „Pomagajmy Kotom”. Przyszedł do nas w opłakanym stanie – wychudzony, krwawiący z oczu, bojący się dotyku człowieka. Przeszedł długie i trudne leczenie. Teraz jest najcudowniejszym miziakiem na świecie. Mówimy, że jest kocim PR’owcem, bo każdy, kto go poznaje od razu się w nim zakochuje.

Raz na jakiś czas pełnimy także funkcję domu tymczasowego dla kotów z różnych fundacji lub znalezionych na ulicy. Przez nasze mieszkanie „przeszło” już kilkanaście kotów, które znalazły potem cudowne domy stałe.

Wasze mieszkanie pochodzi z projektu “Mieszkanie do remontu”. Opowiedzcie nam o tym projekcie.

Ola: Miasto raz na pół roku lub rok, udostępnia listę około 30 mieszkań do remontu, które są w bardzo złym stanie. Wybierasz kilka z mieszkań, którymi jesteś zainteresowany, wypełniasz wniosek i jeżeli dostaniesz mieszkanie,  remontujesz je na własny koszt, w zamian za dożywotnie prawo zameldowania. Co jest w tym programie cudowne, to bardzo niski czynsz. Nie mamy pojęcia jak to się stało, mieliśmy dużo szczęścia, że udało nam się dostać z ZKZL-u to mieszkanie.

Marcin: Jak zobaczyłem to mieszkanie po raz pierwszy to myślałem, że się popłaczę. Zastaliśmy tu najgorszy dramat. W remont włożyliśmy całe nasze oszczędności. Ale było warto.

Ola, jak zaczęła się twoja przygoda z rzeźbą i tworzeniem biżuterii?

Ola: Bardzo lubiłam rysować, więc kiedy przyszedł czas pójścia na studia, wybrałam Uniwersytet Artystyczny w Poznaniu, kierunek grafika warsztatowa. Kiedy zrobiłam licencjat z grafiki, postanowiłam spróbować swoich sił na rzeźbie, którą fascynowałam się od zawsze, ale nie miałam odwagi wcześniej spróbować się na nią dostać. Wydawała mi się taka nieosiągalna i niemożliwa dla mojej osoby. Na ostatnim roku rzeźby zaczęłam swoją przygodę z tworzeniem biżuterii. Szczęśliwym zrządzeniem losu, kiedy zaczęłam się tym interesować, na UAP powstała mała pracownia jubilerska, którą prowadzi Pan Wojciech Cimoszko. I to pod jego okiem zaczęłam tworzyć moje pierwsze pierścionki. Do pracowni chodziłam całe wakacje jako jedyna studentka, aby nauczyć się jak najwięcej. Zadawałam mnóstwo pytań, poznawałam ludzi i firmy, dzięki którym mogłam rozwijać swoją markę. Na swojej drodze spotkałam wiele osób, które niesamowicie mi pomogły. Mam szczęście do życzliwych ludzi, którzy mnie uczą, doradzają, wspierają. Ale to właśnie Panu Cimoszko zawdzięczam bardzo dużo. Wiem, że gdybym nie spotkała go w początkowym etapie mojej jubilerskiej edukacji, moje życie na pewno potoczyłoby się zupełnie inaczej.

Po ukończeniu studiów dostałam dofinansowanie z Unii Europejskiej, dzięki temu mogłam otworzyć firmę i zacząć zajmować się profesjonalnym tworzeniem biżuterii.
Oczywiście cały czas się dokształcam w tej dziedzinie, staram się jednak nie zatracić charakteru prac, które wykonywałam na początku. Moi klienci doceniają moje pierścionki i kolczyki właśnie za to, że są nieidealne. Dzięki temu mają swój indywidualny styl i każdy z nich jest jedyny, niepowtarzalny. 🙂

Twoje ulubione tworzywo, z którego powstają twoje obiekty?

Uwielbiam mosiądz. Z nim pracowałam na rzeźbie i tak już zostało do dzisiaj. Ma piękny kolor i jest ciekawym materiałem do tworzenia biżuterii. Ludzie coraz częściej pytali mnie o srebro, stąd poszerzyłam moją ofertę o biżuterię srebrną. Wykonuję także obiekty z pozłacanego mosiądzu. Ostatnio coraz więcej pracuję jednak w samym złocie, ponieważ mam coraz więcej zleceń na obrączki ślubne i pierścionki zaręczynowe. Cudownym komplementem jest dla mnie to, że ktoś codziennie nosi wykonany przeze mnie pierścionek. Miło jest tworzyć coś, co towarzyszy ludziom na palcu przez całe ich życie, jest dla nich bardzo ważne.

Jak wygląda proces tworzenia biżuterii?

W mojej pracy wykorzystuję metodę wosku traconego. Najpierw rzeźbię ręcznie formy woskowe. Potem zawożę je do odlewni jubilerskiej. Tam zalewane są specjalnie spreparowanym gipsem. Następnie usuwa się wosk i do powstałej formy wlewa się płynny metal. Takie małe formy poddaję dalszej obróbce: szlifowaniu, polerowaniu, wykończeniu, osadzeniu kamieni.

Obok pierścionków, wykonujesz również sygnety.

Tak, znalazłam bardzo fajną niszę. W Polsce sygnety nie są tak bardzo popularne jak za granicą, gdzie każdy facet, niezależnie od wieku czy statusu, je nosi. Ale robi się to coraz bardziej powszechne także i u nas. Szczególnie w środowisku tatuatorskim, które jest mi bardzo bliskie. Zdradzę Wam, że pracuję nad kolekcją sygnetów, do zaprojektowania których zaprosiłam różnych tatuatorów z Polski. Każdy z sygnetów zostanie wypuszczony w limitowanej edycji. Zależy mi, aby w każdym modelu zawarty został styl danego tatuatora, aby od razu móc rozpoznać, że to właśnie on go zaprojektował.

Marcin, jesteś operatorem filmowym.

Nie chcę siebie nazywać operatorem, ponieważ nie skończyłem szkoły w tym kierunku i mogłoby to zabrzmieć źle w obecności moich kolegów, którzy są po szkole filmowej. Jeżeli ktoś czuje, że może mnie tak nazwać, to ok. Ja sam wolę siebie nazywać pasjonatem, który siedzi za kamerą. Najczęściej pracuję jako asystent kamer oraz ostrzyciel. Staram się jednak realizować jak najwięcej własnych projektów i dążyć do poszerzania swoich umiejętności operatorskich.

Jesteś samoukiem? Jak zaczęła się twoja przygoda z filmem?

W branży filmowej działam od około 12 lat. Zaczynałem przy amatorskich filmach mojego kolegi, Mateusza Winkiela z Koluszek, założyciela Mania Studio, który został potem moim szefem. Bardzo dużo mu zawdzięczam. Pracowałem w jego studio od małolata, tworzyliśmy teledyski dla czołowych polskich artystów. To właśnie w Mania Studio zaraziłem się pasją do filmu.
Aktualnie dużo pracuję z Jakubem Jakielaszkiem, który ma ogromny dorobek i  jest jednym z najlepszych operatorów w branży reklamowej w Polsce. Kuba jest moim mentorem. Jest człowiekiem, który posiada ogromną wiedzę, jest bardzo profesjonalny. Kolejną osobą, którą cenię i dużo zawdzięczam jest poznański asystent kamery i ostrzyciel Adam Korcz. Jest to jedna z najbardziej profesjonalnych, skrupulatnych osób z którymi miałem przyjemność pracować. To on nauczył mnie zasady, że zanim zaczniesz pracować na profesjonalnym sprzęcie musisz od deski do deski przeczytać jego instrukcję obsługi.

Teledyski to Twoja ulubiona forma twórcza?

Bardzo lubię realizować teledyski, bo dają one dużą możliwość kreacji tego, na co masz ochotę. Przy kręceniu spotów reklamowych, nie masz takiej swobody i przestrzeni dla siebie, którą możesz wykorzystać. Natomiast w przypadku, kiedy pracujesz przy teledysku i wpadnie Tobie coś do głowy, możesz zadzwonić do reżysera przed zdjęciami i opowiedzieć o swojej wizji, która później może mieć wpływ na końcowy kształt obrazu.

Obydwoje jesteście bardzo twórczymi osobami. Wymieniacie się inspiracjami? Pomagacie sobie w swoich pracach?

Ola: Marcin wykonuje dla mnie zdjęcia biżuterii. Ogólnie bardzo dużo mi pomaga. Marka powstawała wraz z rozwojem naszego związku, więc tak naprawdę jest naszym wspólnym „dzieckiem”. 😉

Marcin: Ja natomiast często konsultuję swoje prace z Olą. Jest obok tego co robię, więc potrafi spojrzeć na to bardzo obiektywnie, co jest dla mnie bardzo ważne. Jej zdanie jest dla mnie bardzo cenne.

Ola: Oprócz tego, że tworzymy związek, jesteśmy również najlepszymi przyjaciółmi. Wspieramy się w każdej dziedzinie życia. 🙂

Mieszkacie na Wildzie. Jakie miejsca moglibyście nam tu polecić?

Ola: Na Wildzie mieszkamy od roku. Na własne oczy możemy zobaczyć jak to miejsce się zmienia i rozwija. Na pewno warto pójść do Przyjemności na pizzę i szprycery. Niedaleko jest klimatyczny START, który też warto odwiedzić. Ciekawym miejscem jest również Pora Dnia, gdzie możesz kupić kawę, którą wypijesz podczas godzinnej sesji z psychologiem. Oczywiście zawsze dobrą opcją jest pyszna pizza w Suszonych Pomidorach lub wegańskie menu w barze Zielona Micha. Dla fanów słodkości polecamy cukiernie takie jak Olga ma Wypieki i niedługo otwierającą się Górnej Wildzie miejscówkę Dziewczyny i Słodycze.

Marcin: Bardzo cenię sobie bliskość Rynku Wildeckiego. Rano można szybko pójść po świeże pieczywo, warzywa i owoce na śniadanie. W okolicy naszego mieszkania mamy w sumie wszystko, co jest potrzebne – sklepy, pocztę, bankomaty, kantor, szewca, usługi krawieckie. Wszystko jesteśmy w stanie załatwić nie wyjeżdżając z Wildy. Czujemy, że to jest nasze miejsce, nasz dom.

***

Kilka zdjęcia mieszkania naszych bohaterów sprzed remontu, które pokazują jak wiele pracy i serca zostało włożone w to wnętrze.

***
tekst i wywiad: Magda Bałkowska
zdjęcia: Maja Musznicka

zdjęcia mieszkania sprzed remontu: archiwum Oli i Marcina

Close