Close
Kamp! – Michał, Radek, Tomek

Kamp! – Michał, Radek, Tomek

Grotniki. Niewielka miejscowość letniskowa koło Łodzi. Domy położone wśród drzew, puste ulice, cisza i spokój. W ostatnie dni wakacji przyjeżdżamy tu razem z Michałem, Radkiem i Tomkiem z zespołu Kamp!, aby porozmawiać o ich najnowszym albumie Dare i wrócić wspomnieniami do ich muzycznych początków i dzieciństwa. Miejsce, do którego zabierają nas nasi bohaterowie, to letnia baza zespołu. To tu, wiele lat temu rodziły się pierwsze muzyczne fascynacje Tomka i Radka oraz marzenia o własnym zespole. To tu, już razem z Michałem, przygotowywali się na podbój świata, tworząc swoje utwory. Lato w Grotnikach to dla Kamp! zawsze czas twórczy, pełen muzycznych pomysłów i przygotowań do tego, co za chwilę ma się wydarzyć. Spędzamy tu z naszymi bohaterami kilka godzin. Idziemy na spacer do pobliskiego sklepu, jemy wspólnie pizze, pijemy wino, rozmawiamy dużo o muzyce i poznajemy historie, które wiążą się z Grotnikami.

Opowiedzcie, proszę, o miejscu, do którego przyjechaliśmy.

Tomek: Jesteśmy w domu moich dziadków, w miejscu, z którym jestem bardzo mocno związany. Spędziłem w nim niemal całe moje dzieciństwo. W Grotnikach poznaliśmy się z Radkiem, który tak jak ja, przyjeżdżał tu na wakacje. Także w naszej historii, jako pierwszy pojawia się epizod grotnicki, a dopiero potem łódzki. Tu jako dzieci cięliśmy na komputerach i na gitarach, wymienialiśmy się kasetami. Teraz, kiedy mieszkam w Gdyni, mam do Grotnik trochę nie po drodze, ale cały czas chcę dbać o to miejsce i chcę, aby było nadal ważne dla mnie i dla zespołu.

Radek: W Grotnikach wykluwała się nasza muzykalność. W tamtym czasie kupowaliśmy czasopismo Top Guitar i uczyliśmy się grać na bazie zamieszczanych tam transkrypcji i tabulatur. W domu dziadków Tomka odbywały się nasze pierwsze próby. Pamiętam, jak za dzieciaka chcieliśmy grać jak Smashing Pumkins.

Tomek: Smashing Pumpkins to bardzo dobry punkt odniesienia.

W ogóle to jest mega historia! Wiecie, że w Grotnikach swój dom ma Krzysztof Krawczyk, a Michał Wiśniewski wychowywał się w tutejszym domu dziecka?

Radek: Krawczyk, Wiśniewski i Szpaderski – Grotniki to muzyczny tygiel! (śmiech)

Tomek: Michał, a ty pamiętasz, jak tu pierwszy raz przyjechałeś?

Michał: Moje pierwsze wspomnienia z tym miejscem, to imprezy organizowane tu podczas studiów. Do dziś z tamtych czasów pozostała nasza tradycja długich spacerów po lesie z piwem i skrętem w ręku.

Pracowaliście tu nad Dare? Jak powstawała płyta?

Radek: Dwa lata temu zaczęliśmy spotykać się na próbach i myśleć o kolejnej płycie. Pierwszym naszym założeniem było nagranie jej pod okiem producenta, Bartka Dziedzica. W Grotnikach wykluwały się pomysły na album. Nie pracowaliśmy tu nad utworami, tylko spisywaliśmy pomysły, aby potem opracować je z Bartkiem. Z Dziedzicem zrobiliśmy wspólnie dwa utwory i powoli zaczęła do nas docierać świadomość, że nie możemy jednak zrzucać na kogoś tego, w czym tak dobrze się czujemy, czyli produkcji. Praca z Bartkiem była dla nas o tyle super doświadczeniem, że zawsze chcieliśmy spróbować pracy z innym producentem.

Tomek: Chcieliśmy wyjść z naszego hermetycznie zamkniętego otoczenia.

Radek: Tak, wyszliśmy poza naszą trójkę i paradoksalnie to nas odświeżyło. Bartek zainspirował nas swoim podejściem do pracy.

Tomek: I dyscypliną.

Radek: Michał się śmieje.

Michał: Śmieję się, bo otworzyliśmy się na pracę z innym producentem i wpuściliśmy do naszego zespołu świeże powietrze, aby znowu się zamknąć w naszym gronie. To doświadczenie pokazało nam, że najlepiej czujemy się i tworzymy w naszym gronie.

Radek: Płytę, jak na nasze standardy, zrobiliśmy bardzo szybko. Jedenaście utworów w ciągu roku to dla nas super tempo. Podczas pracy nad Dare wypracowaliśmy nowy styl działania. Nasi słuchacze mogą spodziewać się od nas teraz częściej nowych dźwięków.

Michał: Tak, Kamp! stanie się teraz fabryką hitów. Ale tak na poważnie, to teraz nie mamy zamiaru znikać, tak jak to było do tej pory, że po każdej płycie długo milczeliśmy. Nie powiedzieliśmy jeszcze wszystkiego. Świetnie nam się pracuje. Podchodzimy teraz do procesu tworzenia zespołu bardzo świadomie i to jest to, czego nie mieliśmy wcześniej.

Radek: Mam poczucie, że przy pracy nad tą płytą pojawił się taki sam entuzjazm, jaki mieliśmy na początku działalności zespołu. Przez te lata w naszej pracy zagubiło się to coś, co jest nieuchwytne i spontaniczne. Czuję, że to wróciło, że jest ta świeżość, która gdzieś po drodze nam umknęła.

Opowiedzcie trochę o swoim dzieciństwie, gdzie się wychowywaliście?

Radek: Urodziłem się i dorastałem we Wrocławiu, na Krzykach-Borku – poniemieckiej dzielnicy, gdzie domy willowe sąsiadują z PRL-owskimi blokami. Są tu szerokie aleje, dużo zieleni, podwórka i mnóstwo zakamarków, czyli idealne warunki do zabawy i eksplorowania świata dla dziecka. A byłem bardzo ruchliwym i energicznym dzieckiem, najmniejszy w gronie, ale zawsze zadziornym. Bujałem się ze starszymi kolegami, robiłem dużo głupich rzeczy, ale dobrze to ukrywałem przed dorosłymi. Ci zawsze uważali mnie za grzecznego i poukładanego. Dr Jekyll i Mr Hyde z przedszkola. Druga strona medalu to moje dosyć wczesne i mało przyjemne doświadczenia z służbą zdrowia. W wieku dwóch lat wykryto u mnie zanik nerwu wzrokowego w prawym oku. Objeździłem, bezskutecznie, Polskę szpitalną wzdłuż i wszerz i zdążyłem już jako dziecko nabawić się alergii na lekarzy. A trzeci aspekt, zapewne najważniejszy, to taki, że od dnia narodzin miałem ciągły kontakt z muzyką. Moi rodzice, z racji profesji, słuchali na okrągło muzyki, głównie klasyki fortepianowej. Tak kształtowała się moja wrażliwość muzyczna. I, mimo że rodzice nigdy nie chcieli robić ze mnie muzyka, to właśnie to zdecydowało o tym czym się teraz zajmuję.

Tomek: Moje dzieciństwo było bardzo łódzkie. Mocno wrosłem w miejską tkankę. Pamiętam, jak będąc dzieckiem bardzo mnie dziwiło, że miasto – naturalne dla mnie środowisko – ktoś inny może odbierać nie jako miejsce do życia, a jako atrakcję, do której przyjeżdża się tylko na chwilę. Kilka lat temu zamieniłem Łódź na mniejsze miasto, Gdynię i nie wyobrażam sobie teraz mieszkać gdzie indziej, chyba że tutaj, w Grotnikach. Mając węższą perspektywę, masz zdrowszy dystans do świata i wszystko wydaje się łatwiejsze. Ale to moje podejście, z którym nie każdy musi się zgadzać.

Michał: Ja wychowałem się w Brzezinach, małej miejscowości w Wielkopolsce. Dużo tu lasów, kąpielisk i domków letniskowych. Życie w Brzezinach toczy się więc cyklem takiej małej miejscowości wypoczynkowej, gdzie latem wypełniają ją turyści i artyści, którzy przyjeżdżają na plenery malarskie, a przez resztę roku panuje tu totalny marazm. Dla dziecka jest to wymarzone miejsce do zabawy i obcowania z naturą od najmłodszych lat. Kiedy tam wracam i spotykam się ze znajomymi z podstawówki, zawsze chodzimy w te same miejsca, w których bawiliśmy się jako dzieci. Bardzo to lubię. Oczywiście największym minusem takich małych społeczności jest brak anonimowości, dlatego odkąd pamiętam, wiedziałem, że muszę stamtąd wyjechać, aby eksplorować i poznawać nowe miejsca. Ta potrzeba nadal we mnie jest, stąd moje życie miejskiego nomada, które jednak powoduje jakąś tęsknotę za naturą. Może dlatego ta zajawka na parki narodowe, którą realizuję na instagramie?

   

A jakie miejsce definiuje was jako zespół?

Tomek: Myślimy chyba bardziej globalnie i żaden konkretny punkt na mapie nas nie określa. W Łodzi mieszkaliśmy i pracowaliśmy na początku istnienia zespołu, ale nie należeliśmy do istniejącej tu wtedy sceny łódzkiej. Dystansowaliśmy się od niej. Dziś myślimy, że może to źle, że mogliśmy wykręcić z tym ludźmi naprawdę fajne rzeczy. Ale wtedy byliśmy trochę sami sobie.

Michał: Z racji tego, że bardzo dużo spędzaliśmy czasu w trasie, jeździliśmy po całej Polsce, nie czułem, że przynależę do Łodzi. To był czas, kiedy przyjeżdżałem tu, mówiłem „cześć!”, odbijałem kartę i jechałem dalej.

Tomek: Ale teraz też nie czujemy się ani warszawskim, ani gdyńskim zespołem.

Michał: Warszawa jest jednak ważnym miejscem z punktu funkcjonowania zespołu i aktualnie Kamp! zakotwiczony jest tu. Ale w głowach jesteśmy globalni, tu zgadzam się z Tomkiem.

Gracie sporo koncertów za granicą. Jak odbierana jest wasza muzyka w innych krajach? Czujecie, że mówicie uniwersalnym językiem?

Tomek: Chyba nie ma fajniejszego sposobu, aby to zweryfikować, jak zagrać w kraju, gdzie nikt Cię nie zna. Koncert, podczas którego ludzie zaczynają się dobrze bawić, to jest naprawdę super przeżycie, dzięki któremu mówisz sobie, że to, co robisz, ma jakiś sens.

Radek: Był taki koncert w Los Angeles, gdzie bardzo rzuciło nam się to w oczy. Zgromadzona na nim publiczność, głównie latynoska, niesamowicie angażowała się w naszą muzykę i gorąco ją odbierała, pomimo że nasze kultury się różnią. Myślę, że to dobrze pokazuje, iż nasz muzyczny język jest w miarę uniwersalny i kiedy gramy dla ludzi na drugim końcu świata, oni to dobrze odbierają.

Jestem ciekawa waszych koncertowych rytuałów. Co robicie przed koncertem?

Michał: Pijemy alkohol. Jest to nasz motyw przejścia. Nie ma się co czarować, nie mamy żadnego układu tanecznego ani się nie ściskamy przed koncertem mówiąc „raz, dwa, trzy, cztery”. Po prostu pijemy drinka i wychodzimy na scenę. To jest nasz rytuał na pewno.

Radek: Mamy wspólną garderobę, więc przed koncertem jesteśmy razem, dużo gadamy i zagrzewamy się wspólnie do boju.

Tomek: Mamy świadomość, że jesteśmy bardzo koncertowym zespołem. Koncerty to połowa naszej działalności. Są kontynuacją tego, co robimy w studiu i jedno nie miałoby sensu bez drugiego. Od początku idziemy taką drogą. To nie jest tak, że coś tam sobie dłubiemy na komputerze, wydajemy to i gramy trzy lata później, tylko bardzo szybko przechodzimy między studiem a koncertem.

Jesteście zespołem, który angażuje się w tematy ważne społecznie. 

Tomek: Stajemy się po prostu bardziej świadomi. Inspirujemy siebie nawzajem, czy to jeśli chodzi o wegetarianizm, czy ograniczenie zużycia plastiku. Zawsze jest to mniej lub bardziej reakcja łańcuchowa. Bardzo jaramy się działaniami Arety Szpury i tego co robi, by choć trochę zwrócić uwagę ludzi na sprawę ekologii. Areta jest przykładem bardzo mądrego użycia social mediów – idealna influencerka. Ekologia jest dla nas ważna i pracując nad Dare wielokrotnie zastanawialiśmy się, jak jako zespół (pomijając napisanie utworu Don’t Clap Hands), możemy to  wyrazić. Skupiliśmy się na ekologicznym opakowaniu nowego CD, co okazało się niełatwym zadaniem, nawet w 2018 roku. Finalnie z pomocą naszego managera i wydawcy udało nam się znaleźć pudełka CD pochodzące z recyklingu. Nie są piękne i mogą być bardziej łamliwe, ale jesteśmy z nich dumni!

 

Obok działań na rzecz ochrony środowiska, wspieracie też fundację DKMS, która propaguje zostanie dawcą szpiku. 

Michał: Do DKMS trafiliśmy przez przypadek, ale bardzo nam się to spodobało. Mamy świadomość, że jako zespół, mamy możliwość wpłynięcia na czyjeś decyzje, które mogą potencjalnie uratować komuś życie. To daje dużo satysfakcji. Dla tych, którzy nie spotkali się jeszcze z informacjami, o zostaniu dawcą szpiku kostnego, szybko wspomnę, że pobieranie szpiku nie boli, a na listę dawców można zapisać się przez internet na stronie www.dkms.pl. Po przejściu pierwszej weryfikacji, do domu przysyłany jest zestaw do pobrania wymazu z ust. Trwa to tylko 3 minuty. Próbki wrzucamy do załączonej koperty i wysyłamy do centrali. Super proste! Ci, którzy z różnych względów nie mogą zostać dawcami, zawsze mogą wesprzeć DKMS finansowo.

Na koniec chciałabym zapytać was o dom. Co oznacza dla was to słowo?

Tomek: Od jakiegoś czasu myślę o domu w liczbie mnogiej, bo jest tyle fantastycznych miejsc, w których czuję się jak u siebie. Co do znaczenia, to dla mnie jest to miejsce, w którym chcę przeżywać swoją codzienność.

Radek: Odpowiadając bardzo prozaicznie, dom to miejsce, w którym mieszkam, czyli wiem jak trafić do lodówki albo łóżka. I nic więcej. Nie czuję się nigdzie zakorzeniony. Prawie obojętne mi jest gdzie mieszkam – bylebym mógł robić to co chcę i podążać w swoim kierunku. A jeśli miałbym powiedzieć coś mniej przyziemnego – dom mieszka we mnie, nie ja w domu.

Michał: Dom to dla mnie moja rodzinna miejscowość Brzeziny – bezpieczne małe miejsce, gdzie wszystko jest znajome, gdzie są moi rodzice i większość mojej rodziny. Gdzie możesz sobie przypomnieć kim jesteś oraz uświadomić sobie, gdzie jesteś w danym momencie życia i to docenić.

kamp-milkandsun

A tutaj media społecznościowe chłopaków:

instagram.com/kampmusik

facebook.com/kampmusik 

Spotify: kampmusik

tekst i wywiad: Magda Bałkowska
zdjęcia: Maja Musznicka

Close