Close
Dominika i Krzysztof

Dominika i Krzysztof

Mieszkania w przedwojennych kamienicach mają swój jedyny i niepowtarzalny urok. Drewniane podłogi, piękna stolarka, wysokie ściany, sufity upiększone sztukaterią… Jest w tych wnętrzach coś magicznego. Dlatego tak bardzo lubimy na Milku opowiadać historie mieszkań i odwiedzać ludzi, którzy wszystkie swoje pokłady energii, czasu i portfela inwestują w przywrócenie blasku i dawnej świetności starym kamienicznym mieszkaniom. Dają im drugie życie i wypełniają świeżą energią z dbałością o każdy stary detal, który przetrwał do naszych czasów. Tacy są nasi bohaterowie.

Dominika i Krzysztof to para pozytywnych szaleńców, którzy trzy lata temu postanowili wyremontować ponad stumetrowe mieszkanie położone w kamienicy, w Bielsku-Białej. Kiedy Dominika przekroczyła próg tego mieszkania i zobaczyła piękny kaflowy piec, nie było już odwrotu, to była miłość od pierwszego spojrzenia. Teraz my zachwycamy się wnętrzami ich wspólnego domu i podziwiamy pracę, jaką wykonali. A lista rzeczy, którym Dominika i Krzysztof dali drugie życie, jest imponująca. Pięknego charakteru wnętrzu dodają również kilimy wykonane przez Dominikę. Czy to kolejne mieszkanie, w którym mogłabym zamieszkać? Przekonajcie się sami.

***
tekst i wywiad: Magda Bałkowska
zdjęcia: Mariola Żołądź
***

Gięte krzesła z ratanem zdobyte na OLX i samodzielnie odnowione
Okrągły, drewniany, przedwojenny stół

Bielsko-Biała: Dlaczego to miejsce na ziemi?

Dominika: Pochodzę z Kęt, miejscowości położonej niedaleko Bielska-Białej. Z Bielskiem związana jestem od czasów liceum, które zresztą oddalone jest od naszego mieszkania o kilka ulic. Niesamowite, że przechodziłam obok naszej kamienicy niemal codziennie, oczywiście nie wiedząc jeszcze, że to tutaj kiedyś będzie mój dom. Zawsze marzyło mi się, żeby kiedyś móc zamieszkać w starej kamienicy i urządzić ją po swojemu. W trakcie studiów w Krakowie i Warszawie wynajmowałam mieszkania w kamienicach i to pragnienie tylko się pogłębiało.

Kiedy poznaliśmy się z Krzysiem, po półtorarocznym jeżdżeniu trasą Warszawa – Katowice, Katowice – Warszawa, postanowiłam, że wracam na południe, a decyzja o mieszkaniu w Bielsku zapadła dość spontanicznie. Szukaliśmy mieszkania w starej kamienicy, w miejscu, z którego będzie blisko w góry. Padło na Bielsko i nie żałujemy tego wyboru. Co prawda mieszkamy w samym centrum miasta, ale wystarczy, że wsiądziemy w samochód i w 10 minut jesteśmy na łonie natury. To dla nas bardzo ważne, ponieważ dużo czasu spędzamy na spacerach, szczególnie teraz, kiedy w naszej rodzinie pojawiła się Szara – nasz cudowny wyżeł, który potrzebuje porządnie się wybiegać.

Krzysztof: Nie sądziłem, że kiedyś zamieszkam w Bielsku-Białej. Wcześniej bywałem tu przejazdem, ponieważ moja rodzina posiada dom weekendowy między Bielskiem a Szczyrkiem. Bielsko-Biała daje nam namiastkę dużego miasta w kwestii wydarzeń kulturalnych oraz zabytkowej architektury. Jednocześnie, zlokalizowane u podnóża gór, daje możliwość uprawiania takich sportów, jak narciarstwo, kolarstwo górskie czy trekking – z dala od miejskiego zgiełku.

GREEN GRAY LIVING, czyli Instagramowe konto Dominiki i Krzysztofa,
na którym dzielą się swoimi historiami.

Mieszkanie, w którym żyjecie ma ponad stuletnią historię. Znacie może więcej szczegółów, kto tu wcześniej mieszkał, jakie były losy tego miejsca?

Dominika: Kamienica pochodzi z 1912 roku. Poprzednia właścicielka, przemiła pani Barbara, mieszkała tutaj całe swoje życie. Początkowo z rodzicami, siostrą i dziadkami, a później sama na 130 metrach kwadratowych. Z czasem mieszkanie stało się dla niej za duże i za wysokie, i postanowiła wymienić je na coś mniejszego i niższego. Mamy szczęście, ponieważ pani Barbara bardzo dbała o to, żeby w mieszkaniu zachować jak najwięcej starych elementów. Parkiet został prawie nienaruszony, cała stolarka okienna i drzwiowa była pielęgnowana przez nią przez lata, okna wymienione na drewniane, a piec kaflowy po wymianie ogrzewania na centralne został przez nią uratowany i stoi do dzisiaj. Jesteśmy jej za to bardzo wdzięczni.

Krzysztof: Z informacji, do których dotarliśmy, wynika, że kamienica to projekt Felixa Korna – syna Karola Korna, wybitnego bielskiego przedwojennego architekta, który zaprojektował między innymi Dworzec Główny w Bielsku czy Willę Teodora Sixta. Pierwszymi właścicielami kamienicy były rodziny Frankel i Neiger.  W zbiorach Biblioteki Uniwersytetu Jagiellońskiego znalazłem książkę telefoniczną z początku XX w., w której jest informacja, że znajdowała się tu Siedziba Dyrekcji i mieszkanie dyrektora Fabryki Oliwy „Frankel i Goldklan”, Samuela Frankla. Prawdopodobnie właściciele kamienicy oraz ich rodziny nie przeżyli wojny.

Od 2 lat historię tego miejsca tworzycie Wy. Jak to się wszystko zaczęło, od czego wyszedł pomysł zamieszkania tu i tchnienia w ściany tego miejsca nowej energii?

Dominika: W sumie teraz to już dokładnie trzy lata. Przez pierwszy rok robiliśmy tzw. brudny remont, drugi upłynął nam na urządzaniu. Mieszkamy tu od niespełna roku, dobierając już tylko detale do wnętrza.

Pierwszy raz oglądałam to mieszkanie z moim tatą, Krzysiu był chyba wtedy w pracy. Po wejściu, kiedy stałam w przedpokoju, spojrzał na mnie z sypialni biały, majestatyczny piec kaflowy, chwyciłam za mosiężną klamkę od starych, olbrzymich, drewnianych drzwi, a pod moimi stopami zaskrzypiał dębowy parkiet. Mój tata od razu widział w moich oczach, że to jest to miejsce. Poczułam w tych wnętrzach coś magicznego. Z moim „hurra-optymizmem” (ostatnio bardzo spodobało mi się to określenie w książce „Rozmowy przy stole” Natalii Sosin-Krosnowskiej ) zupełnie nie widziałam już popękanych ścian i masy pracy, jaką trzeba wykonać, żeby się tutaj wprowadzić. Zakochałam się w tym mieszkaniu bez pamięci i tak już zostało.

Krzysztof: Ja nawet nie próbowałem walczyć z tą miłością. 🙂

Jesteście mistrzami w dawaniu przedmiotom drugiego życia i pięknie o tym mówicie: Szanujemy to co stare i uważamy, że dbanie o rzeczy, relacje z materiałami i przestrzenią budują więź i szacunek do niej.”

Dominika: Tak, ta myśl przyświecała nam w trakcie całego remontu. Postanowiliśmy wydobyć z wnętrza to, co najpiękniejsze i najcenniejsze, a później urządzić go meblami i przedmiotami, które mają dla nas większe znaczenie. Bardzo martwi nas fakt, że takich mieszkań jest coraz mniej. Ludzie najczęściej pozbywają się starych pieców, zamieniają parkiet na panele i wprawiają sztuczne drzwi, które można szybko wymienić, ale za kolejne 10 lat wylądują pewnie na śmietniku. My jesteśmy miłośnikami naturalnych materiałów i przedmiotów z duszą. Często wiąże się to z wieloma godzinami pracy, jakie trzeba poświęcić, aby te rzeczy zaczęły pięknie wyglądać, ale później się nam odpłacają, ciesząc oczy i służąc przez kolejne lata.

Przy urządzaniu naszego kamienicznego wnętrza staliśmy się śmietnikowymi poszukiwaczami, myśliwymi na OLX i buszującymi po targach staroci. Urządzanie to dla nas proces i poszukiwanie wyjątkowych przedmiotów. Mamy nadzieję, że szybko się nie skończy.

Krzysztof: Używane przedmioty i meble są po pierwsze ekologiczne – co zgadza się z naszą filozofią życia, a po drugie funkcjonalne – inaczej już dawno ktoś by się ich pozbył (śmiech). Otaczając się nimi często wspominamy historie z nimi związane lub ich poprzednich właścicieli. Są nośnikami wspomnień.

Komoda poprzedniej właścicielki mieszkania
Wazony z niebieskiego szkła z targu staroci
Kamienne świeczniki ze sklepu z rzeczami z drugiej ręki

Co było największym remontowym wyzwaniem? 

Dominika: Pierwsze wyzwanie, na jakie napotkaliśmy, to ściany. Kupując mieszkanie myśleliśmy, że wystarczy je odmalować. Później okazało się, że tynk po lekkim stuknięciu odpada, a z sufitu zaczyna wystawać słoma… Niestety, w tej kwestii nie obyło się bez ekipy remontowej.

Dla naszych rąk największym wyzwaniem były ościeżnice i drzwi. To setki godzin spędzonych na opalaniu starych warstw farb olejnych, szlifowaniu, uzupełnianiu ubytków i malowaniu. Dokopując się do drewna odkryliśmy też kilka starych nazwisk, które zapewne były nazwiskami stolarzy z ubiegłego wieku. Takie nagrody dają poczucie, że warto było spędzić z nimi miesiące na odnawianiu ich .

Krzysztof: Z drzwiami zewnętrznymi do mieszkania też wiąże się ciekawa historia. Jako jedyne nie były oryginalnymi drzwiami. Ktoś przy podziale mieszkania na dwa osobne postanowił wstawić tutaj niskie PRL-owskie koszmarki. Na szczęście w piwnicy znaleźliśmy skrzydło drzwi, które kiedyś oryginalnie prowadziło z sypialni do łazienki, a później przez lata służyło jako przegródka do węgla w piwnicy. Postanowiliśmy je uratować i przerobić na nasze drzwi wejściowe. Przekonaliśmy się przy nich, że znalezienie jakiegokolwiek pionu i poziomu w kamienicy graniczy z cudem, a poziomicy w takich wnętrzach czasami lepiej po prostu nie używać, żeby oszczędzić sobie nerwów.

Był stres, pot i pył. Opowiedzcie teraz o miłych niespodziankach podczas prac przy mieszkaniu.

Dominika: Przez długi czas szukaliśmy do progu mosiężnego elementu, w który wchodzi rygiel od drzwi. Mieliśmy już jeden taki wstawiony w parkiecie przy przejściu z pracowni do salonu, ale nigdzie nie mogliśmy trafić na drugi taki sam. Bezskutecznie przeszukiwaliśmy internet i targi staroci. Pewnego dnia dostałam wiadomość od pani Barbary, poprzedniej właścicielki: „Pani Dominiko, znalazłam w swoich rzeczach dwa stare rygle, które kiedyś były zamontowane w parkiecie. Wrzuciłam do skrzynki na listy, może się Wam przydadzą.” To ciekawe, jak wiele rzeczy udało się tak przyciągnąć do naszego życia

Krzysztof: Niespodzianką była też ściana w kuchni, z której postanowiliśmy skuć tynk, licząc na odsłonięcie pięknie i równo ułożonej cegły. Ku naszemu zdziwieniu dobiliśmy się do cegły, ale ułożonej na tzw. lewantkę. Nie ma w tym za wiele porządku, istny „tetris” na ścianie, ale nam się podoba.

Prace Dominiki znajdziecie tu: I DO RUGS

Największy skarb w mieszkaniu to…?

Dominika: Piec kaflowy. Nie wiemy dokładnie, z którego roku pochodzi, ale prawdopodobnie był tutaj od początku. Z trzech zachował się jeden, ale podobno ten najpiękniejszy. To pod niego pomalowaliśmy całą sypialnię, łącznie z sufitem na ciemnozielony kolor, żeby podkreślić jego majestatyczność.

Pomieszczenie gospodarcze (dawniej „służbówka”) i spiżarka to dwa skarby, które są najbrzydszymi pomieszczeniami we wnętrzu, ale chyba najbardziej praktycznymi. Dzisiaj projektując nowe mieszkania mało kto pamięta o tym, jakie to ważne miejsca.

Krzysztof: Dla mnie skarbem jest również parkiet z litych dębowych klepek układanych w jodełkę. Jest położony bez przerwy w 3 pomieszczeniach. Po odświeżeniu i olejowaniu wygląda pięknie. Takich podłóg już się nie robi. I ten skrzypiący dźwięk podczas chodzenia…

Zagłówek łóżka ze starego stołu z OLX.
Krzesło uratowane, a wręcz wyciągnięte ze śmieciarki.

Opowiedzcie proszę o sobie. Czym się zajmujecie? 

Dominika: Jestem projektantką. Skończyłam wzornictwo, pierwsze w Krakowie, później magisterkę w Warszawie. Od 6 lat prowadzę swoją działalność projektową i zajmuję się projektowaniem graficznym, głównie tworzę identyfikacje wizualne dla marek. Moja dusza ciągnie mnie jednak do rzemiosła, materiału, do czegoś namacalnego. Stąd od jakiegoś czasu moje zainteresowanie tkaniem. Jest to dla mnie forma relaksu, skupienia uwagi na czymś naturalnym, nad procesem, który jest niezmiernie pracochłonny, ale odpłaca się spokojem i opanowaniem myśli. W wolnych chwilach tworzę więc wełniane kilimy czy bawełniane węzły na ściany pod marką I DO RUGS. Póki co staram się godzić ze sobą świat projektowy z tym tkanym.

Krzysztof: Jestem z wykształcenia programistą i w tym zawodzie pracuję. Lubię jednak oderwać się od komputera i oddać się pracom manualnym. Dlatego renowacja stolarki i wszelkie drobne prace remontowe sprawiają mi ogromną radość.

Dominika: Tak, Krzysiu to taka nasza złota rączka w mieszkaniu. 🙂

Złocona rama uratowana przed wyrzuceniem na śmieci
Głowa na szafie ze śmietnika na dziedzińcu ASP
Szafa po poprzedniej właścicielce

Co poza pracą i upiększaniem mieszkania Was jeszcze pochłania i pasjonuje?

Dominika: Od jakiegoś czasu wpadłam w Bielsku na zajęcia ceramiki, uczę się robić na kole garncarskim i coś czuję, że przepadłam w tym temacie. To kolejna czynność, która przynosi mi oderwanie od rzeczywistości i codziennych wyzwań.

Poza pracą od 1,5 roku jesteśmy też psimi rodzicami dla naszej Szarej. Kto miał do czynienia z wyżłami, wie, jakie to wyzwanie wychować takiego szaleńca. Poświęcamy więc jej sporo czasu. Wyjazdy na psie wystawy zmobilizowały nas do wyremontowania starej przyczepy Niewiadów, która należała wcześniej do Krzysia dziadka. Latem każdy wolny weekend spędzamy wypadając za miasto i śpiąc na dziko lub na kempingach w okolicach miejsc, w których odbywają się wystawy. To dla nas takie mini i bardzo budżetowe wakacje, które można mieć od piątku do niedzieli w ciepłe dni. Fajna przygoda.

Podczas pandemii bardzo brakowało nam zajęć z jogi, na które wcześniej regularnie chodziliśmy, ale udało nam się zaprosić jogę do naszego wnętrza. Od ponad roku mamy szczęście raz w tygodniu gościć w naszym mieszkaniu Agnieszkę, która jest naszą „prywatną” joginką i wspaniałą osobą. Prowadzi jogę dla nas, dla mojej mamy i czasami też braci. To taki nasz rodzinny cotygodniowy rytuał.

Krzysztof: Uwielbiam sport, szczególnie koszykówkę, w którą regularnie gram na poziomie amatorskim. Poza tym  jestem petrol-head i samochody to moje życie. 

Polecacie przyjazd do Bielsko-Białej? Może podzielicie się krótka listą miejsc, do których warto zajrzeć będąc w mieście.

Jesteśmy kawoszami więc na pewno możemy polecić nasze trzy ulubione kawiarnie: Cremino, Proper i Kawiarnia Anna i Marcin Kozak.

Studio ceramiki Oli Chmiel – przepiękna, ręcznie robiona ceramika i warsztaty.

Kozia Góra to chyba najszybszy sposób na górską wędrówkę, przynajmniej raz w tygodniu na nią wchodzimy. W słoneczne dni można z niej nawet zobaczyć Tatry. Na dalsze wędrówki polecamy Klimczok, Szyndzielnię, Błatnią czy Chatę na Rogaczu.

Dla wielbicieli muzeów polecamy Muzeum Historyczne w Bielsku-Białej oraz Galerię Bielską BWA.

Warto też zobaczyć całą zabytkową architekturę, dzięki której Bielsko ma przydomek „mały Wiedeń”.

Nie bezpośrednio w Bielsku, ale na Śląsku w każdy pierwszy weekend miesiąca w Bytomiu odbywa się Jarmark Staroci, na którym też często możecie nas spotkać.

Close