Zaczynamy nowy cykl na Milk & Sun pod tytułem „miejski pokój”. Będziemy w nim pokazywać, jak młodzi Polacy aranżują wynajmowany, czyli z założenia tymczasowy, często niewielki pokój. Poznamy ich historie o tym, w jaki sposób oswajają przestrzeń, w której mieszkają. Zobaczymy jakimi przedmiotami lubią się otaczać oraz dowiemy się jakie są ich domowe rytuały. Będzie też spora dawka opowieści o miastach, w których żyją, pracują i mieszkają.
Naszą pierwszą bohaterką jest Joasia Dziel, która pod koniec ubiegłego roku wyprowadziła się z Poznania i zamieszkała w Warszawie. Byłyśmy bardzo ciekawe czy polubiła życie w stolicy i jak się jej tu żyje. Asię odwiedzamy na Muranowie, gdzie wynajmuje 20 metrowy pokój. Słuchamy wspólnie płyt winylowych, jemy truskawki i rozmawiamy.
Dodatkowo wraz z nowym cyklem ruszamy z jeszcze jedną nowością – playlistami Milk & Sun. Kochamy muzykę, nasi bohaterowie również, dlatego chcemy dzielić się z Wami samymi dobrymi smaczkami. Na końcu postu znajdziecie playlistę przygotowaną dla nas przez Asię.
Zapraszamy do obserwowania nas na Spotify Milk & Sun !
Czym zajmujesz się na co dzień?
Na co dzień pracuję jako social media managerka w jednej z warszawskich agencji interaktywnych. Jestem współodpowiedzialna za komunikację takich marek jak Instax i Hala Koszyki. Moi znajomi pewnie myślą, że w pracy po prostu siedzę na fejsie i Instagramie, ale jest to o wiele bardziej skomplikowane, niż mogłoby się wydawać.
Kiedyś zajmowałam się też amatorsko dziennikarstwem muzycznym, stąd moje zamiłowanie do wosku.
Od kilku miesięcy mieszkasz w Warszawie. Jak Ci się tu żyje? Zdążyłaś polubić szczególnie jakieś miejsca?
Do Warszawy przeprowadziłam się pod koniec listopada zeszłego roku. O tym, że dostałam pracę dowiedziałam się w czwartek. Na tej samej rozmowie poinformowano mnie, że zaczynam ją od poniedziałku. Nie miałam wtedy jeszcze mieszkania i do teraz pamiętam przerażenie, że to się rzeczywiście dzieje i muszę przenieść całe swoje życie tutaj. Pokój, w którym obecnie mieszkam, był pierwszym, który znalazłam z ogłoszenia. Wiem, że w Warszawie trudno jest znaleźć mieszkanie, więc miałam sporo szczęścia, że udało mi się ogarnąć to tak szybko. W czwartek, w pociągu powrotnym z Warszawy, informowałam już wszystkich, że mam pracę i mieszkanie, a większość znajomych nie dowierzała, że udało mi się to tak szybko załatwić. Tempo, w którym to wszystko się działo, było tak szalone, że nie miałam za dużo czasu na rozkminy, czy robię dobrze, czy źle.
Warszawa nie była dla mnie totalnie nowa, bo udało mi się to miasto poznać i polubić latem, na kilka miesięcy przed moją przeprowadzką. Niestety istnieje drastyczna różnica pomiędzy letnią, zieloną Warszawą, a jesienną słotą, która tu panuje. Listopad nie był najlepszym okresem na przenosiny, bo miasto było dramatycznie szare, zaczynała się zima, za chwilę media społecznościowe zalały statusy o smogu. Teraz jest zupełnie inaczej, w mieście jest dużo zieleni. Mieszkam niedaleko Parku Krasińskich, w którym staram się spędzać czas, kiedy tylko mogę. W Warszawie, a zwłaszcza na Muranowie, na którym mieszkam, fascynująca jest namacalność historii, która w tym przypadku jest akurat bardzo bolesna. Muranów to ewenement na skalę światową – w miejscu, w którym kiedyś było getto, wzniesiono osiedle mieszkaniowe. Mieszkanie tutaj skłania mnie do poznania historii tej części Warszawy.
Żyjąc tutaj uświadomiłam sobie coś, o czym zapomniałam będąc w Poznaniu – niezależnie od tego gdzie mieszkasz, warto włączyć w sobie tryb turysty i poznawać miasto z takiej perspektywy. Jako turyści ulegamy pewnym chwilowym impresjom na temat danego miejsca, ale i jednocześnie mamy w sobie ciągłą chęć do szukania i badania przestrzeni.
Mam całą listę miejscówek i knajp do odkrycia, a wciąż dopisuję do niej kolejne. Zdarza mi się ponownie wracać w te same miejsca, bo po prostu lubię klimat, który w nich panuje. Łapię się na tym, że jeśli chcę iść gdzieś na kawę to wybieram Stor albo Mod, a na niedzielny obiad jem po raz kolejny wegańskiego schabowego w Lokal Wegan Bistro. Jednak mimo to wciąż mam w sobie chęć odkrywania i eksploatowania tego miasta.
Wynajmujesz w Warszawie pokój. W jaki sposób oswoiłaś przestrzeń, aby poczuć się jak u siebie?
Mieszkanie, w którym mieszkam ma 8 pokoi ( uprzedzam pytania – również dwie łazienki). Jest po generalnym remoncie, wypełnione meblami z Ikea. Można o nim powiedzieć, że jest standardowe i bardzo poprawne.
Swoją przestrzeń zaadoptowałam, w taki sposób, że wypełniłam ją autorskimi ilustracjami mojej przyjaciółki, zdjęciami, roślinami. Przykleiłam do ściany zdjęcia znajomych zrobione instaxem i od razu zrobiło się milej. Nie posiadam jeszcze w swoim dorobku materialnym sporej ilości rzeczy, którymi mogę wypełnić przestrzeń – nie mam łóżka, ani szafy, więc zdaję się na to, co zastanę. Tym samym jeśli gdzieś postawię coś swojego, na przykład gramofon i kilka doniczek z roślinami, to czuję się prawie jak w domu. Mam też sporo gazet, które też się ze mną przeprowadzają, bo szkoda mi ich wyrzucić. Darzę ogromnym sentymentem stare numery Exklusiv’a, z czasów, w której redaktorką naczelną była Hanna Rydlewska. Takie magazyny sporo ważą, więc zabieranie ich w kolejne miejsca to wyzwanie, ale nic nie poradzę na to, że nie mam siły się ich pozbyć. Do tego magazyny Vogue przywiezione z podróży, trochę książek i winyli i robi się bardziej uroczo.
Wymarzone miejsce do mieszkania?
Mówimy tu o przestrzeni mieszkania, czy o bardziej holistycznym pojęciu? Jeśli chodzi o przestrzeń, to chyba mam niewielkie wymagania. Wysoko stawiam sobie względy estetyczne miejsca, ale nie są one bardzo wygórowane. Zapewne dobrze czułabym się w białym mieszkaniu, wypełnionym fajnymi meblami, roślinami i autorskimi ilustracjami na ścianach. Ostatnio na Pintereście znalazłam zdjęcia pokoju pełnego roślin, w którym dwie leżące na podłodze kule dyskotekowe dawały piękne błyski światła na ścianach – myślę że w nim mogłabym mieszkać.
Gdy w zeszłym roku podróżowałam z przyjaciółką po Francji, w Paryżu nocowałyśmy w najpiękniejszym mieszkaniu, w którym do tej pory byłam. Łączyło w sobie francuską klasę, było bardzo stylowe, pełne sztuki ale też domowego chaosu, porozrzucanych gazet, papierów, mnóstwa zdjęć. Podczas tej podróży, na której miałyśmy kilka przystanków, zatrzymywałyśmy się również w zupełnie odmiennych od tego paryskiego apartamentu domach, w których czułam się równie wspaniale. Nauczyłam się, że przestrzeń jest ważna, ale o wiele ważniejsi są ludzie, których w niej spotykasz, bo to od nich zależy jak w nowej przestrzeni się odnajdziesz.
Lubię miejsca, gdzie po przekroczeniu progu, można coś powiedzieć o osobie, która w nim mieszka, bo zawierają fragment jej osobowości. Dzięki takiej atmosferze, łatwiej poczuć się swobodnie. Nie lubię miejsc ascetycznych, przesadnie schludnych, domów przypominajcych muzeum, w których wszystko ma swoje miejsce, więc boisz się odłożyć szklankę na złą półkę.
Jeśli jednak spojrzymy na miejsce, w którym mieszkamy bardziej całościowo, to super byłoby żyć gdzieś, gdzie każdy może czuć się dobrze, niezależnie od statusu, poglądów itp. W mieście, które jest nowoczesne, ale ta nowoczesność nie jest pojmowana jako szkło i beton, ale jako zieleń, świeże powietrze, racjonalne zarządzanie przestrzenią. Brzmi trochę jak utopia – ale może jest możliwe?
Masz swoje ulubione domowe rytuały?
Moim ulubionym domowym rytuałem jest tak zwany „wieczór ze świeczką.” Oznacza to mniej więcej tyle, że odłączam się od wszelkich mediów społecznościowych, odpalam gramofon, zapalam świeczkę i poddaję się archaicznej czynności ręcznego pisania. Polecam każdemu odkopać zeszyty z czasów liceum i porównać swoje pismo. To smutne, że teraz tak mało pisze się ręcznie, zamiast tego wklepujemy na szybko notatki do swoich telefonów.
Wracając do mojego rytuału, to ma on pomóc mi odpocząć od nadmiernej ilości bodźców, na które jesteśmy narażeni przez cały dzień. Praca w mediach społecznościowych, życie w dużym mieście to, że ciągle komunikujemy się z coraz większą ilością osób sprawia, że dopada mnie zmęczenie i wtedy lepiej zastopować ten niekończący się strumień zdjęć z Instagrama i poświęcić wieczór sobie. Chciałabym wypracować sobie więcej tego typu rytuałów, ale różnie bywa u mnie z systematycznością.
PS. Ile metrów kw. ma twój pokój? Może być mierzone na oko.
Jestem słaba z matmy, ale obstawiam, że około 20 mkw. Zrobiłam tu ostatnio imprezę urodzinową . Było na niej 10 osób i swobodnie można było tańczyć do Tiny Turner, więc myślę, że to optymalna dla mnie wielkość pokoju.
***
Asia wybrała dla nas 23 utwory, przy których oddaje się swoim domowych rytuałom. Są to piosenki, których świetnie słucha się nie tylko w zaciszu domowym, ale również podczas jazdy rowerem (sprawdzone w weekend :)).
***
Asię możecie obserwować na Instagramie: joanna_it
______
tekst i wywiad : Magda Bałkowska
zdjęcia: Maja Musznicka