Aktualna sytuacja, jaka od kilku tygodni ma miejsce w Polsce, sprawia, że nasze myśli nieustannie uciekają w stronę kobiet. Bierzemy czynny udział w protestach, głośno domagamy się wolności, szacunku i podstawowych praw. I jeszcze bardziej doceniamy to, że tyle wspaniałych i pełnych niesamowitej pasji kobiet mamy wokół nas. A mając tą świadomość, jeszcze mocniej chcemy walczyć o to, co dla nas ważne.
Milk & Sun to w dużej mierze rozmowy z kobietami. Dziewczynami przedsiębiorczymi, światłymi, mądrymi i świadomymi! Kochamy te nasze milkowe dziewczyńskie spotkania, bo zawsze wychodzimy z nich z ogromną chęcią do kształtowania jeszcze ciekawiej i lepiej naszego życia.
Dziś zapraszamy Was na kolejne spotkanie z inspirującą kobietą. Kilka tygodni temu drzwi do swojego domu otwarła dla nas Agnieszka Jankowiak – twórczyni marki Gusta Jewellery. Nasza rozmowa pełna jest pasji, która pięknie wypełnia życie naszej bohaterki. Agnieszka ręcznie tworzy śliczną, subtelną i bardzo kobiecą biżuterię. Emanuje z niej niesamowita miłość do wszystkiego co wokół biżuterii – rzemiosła, historii, kunsztu i pasji innych złotników, o których nasza bohaterka napisała piękną książkę – Artyści Złotnicy. Rozmowy o polskiej biżuterii. Cudownie jest słuchać o przygodach Agnieszki wokół jubilerstwa, a droga do stworzenia własnej marki, jest naprawdę fascynująca.
Z Agnieszką spotykamy się w jej mieszkaniu na poznańskich Jeżycach, gdzie nasza bohaterka ma swoją pracownię, i w której toczy się jej codzienne życie, pięknie wypełnione medytacją, jogą, spotkaniami z przyjaciółmi, spacerami z psem i rozmowami z partnerem.
Sporo miejsca w naszej rozmowie zajmuje właśnie zwykłe życie. Agnieszka cudownie opowiada o celebracji małych przyjemności. Podpowiada też jakie poznańskie ścieżki obrać, aby odkryć ciekawą biżuterię.
***
tekst i pytania: Magda Bałkowska
zdjęcia: Maja Musznicka
***
Odkąd się znamy, zawsze moją uwagę przykuwały Twoje okulary! To twoja ulubiona… biżuteria?
Przy naszym poznaniu miałam pozłacane oprawki w stylu vintage – muszę je odświeżyć i będą mi nadal godnie towarzyszyć. Uwielbiam okulary i zwracam na nie uwagę. Lubię kiedy są nieoczywiste w swojej formie, przykuwają wzrok złotym akcentem, również mile widziane są patterny. Jestem bacznym obserwatorem, tego co ludzie noszą na nosie, dłoniach, nadgarstkach, uszach i szyi. Często jestem komplementowana za okulary, co jest szalenie miłe, ponieważ są moim nieodłącznym elementem i bywają początkiem nowych znajomości, ale bywają również zmorą – parują, chowają się i “malują” smugi- oszaleć można! Ostatnio, moje serce skradł nowy, cytrynowo-błękitny model marki Albert I’mStein – marzenie. Jednak wskazując na ulubioną biżuterię, to byłaby to dawna sztuka złotnicza typu Warmet, Orno czy Rytosztuka; autorska – wiele ulubieńców znajduje się w kolekcji Magdy Kwiatkiewicz oraz moja rodzinna, która jest pamiątką sentymentalną.
Tworzenie własnej autorskiej biżuterii było Twoim marzeniem? Jak to się zaczęło?
Na czwartym roku studiów dostałam propozycję pracy w Galerii YES, która specjalizuje się w promowaniu polskiej sztuki złotniczej. Zawsze interesowały mnie małe formy rzeźbiarskie i szalenie spodobał mi się ten pomysł. Moja cudowna szefowa – Gosia Lisiecka, angażowała mnie przy wystawach, zabierała na spotkania branżowe i w taki sposób, z coraz większą miłością wchodziłam w ten świat. Zgłębiałam wiedzę na temat złotnictwa i zaczęłam patrzeć na biżuterię w inny sposób – nie tylko estetyczny, ale techniczny i w tym momencie zapragnęłam nauczyć się ją wytwarzać. Poszłam na podstawowy kurs i zaczęłam projektować małe formy z wosku – tak powstały pierwsze obrączki i zaczęłam myśleć o swojej marce. Kiedy przeprowadziłam się do rodzinnego miasta, miałam możliwość stworzyć pracownię i sukcesywnie budować Gusta.
Złotnictwo to niełatwa sztuka. Miałaś/masz swoich mistrzów, którzy nauczyli Cię tego fachu?
Doświadczam tego, za każdym razem kiedy siadam do stołu! Pierwszym nauczycielem był Artur Skorupski, który ma warsztat na św. Marcinie – zajrzałam do jego pracowni i zapytałam czy nauczyłby mnie podstaw złotnictwa. Zgodził się, co było nietypowe, ponieważ wcześniej pisałam maile i odwiedzałam wielu złotników -jednak nikt nie był chętny, aby nauczać. Kiedy zamieszkałam w Śremie zaczęłam naukę u Tomasza Falkiewicza, do którego trafiłam przez znajomego. Spędzałam w jego pracowni wiele godzin – ochoczo dzielił się autorskimi patentami, pokazywał oldschoolowe narzędzia, opracowaliśmy wspólnie projekty, pomógł mi w oprzyrządowaniu pracowni. Poznał z grawerem, gemmologiem, odlewnikiem, urzędnikiem probierczym – to mój mistrz i przyjaciel. Jestem mu bardzo wdzięczna i każdemu kto zaczyna swoją przygodę z biżuterię, życzę takiego nauczyciela.
Gusta pojawiło się na rynku 3 lata temu. Patrząc na bogatą i przepiękną ofertę marki, jedno ciśnie się na usta – jesteś bardzo twórczą i pracowitą osobą! Opowiedz proszę jak wygląda Twój dzień pracy i miejsce pracy.
Bardzo różnorodnie, ponieważ jestem projektantem, wykonawcą, księgową, pakowaczem, doradcą klienta, sprzedawcą oraz zajmuje się mediami społecznościowymi i sklepem internetowym (jak to powiedziałam, to poczułam się przygnieciona). Jeden dzień spędzam przy komputerze, odpisując na wiadomości, zamawiając brakujące rzeczy w hurtowniach, ogarniając księgowość, drugi – poświęcam pracy manualnej; raz pracuje w srebrze, innym w złocie. Rano szlifuje, wieczorem poleruje. Bywa tak, że część dnia spędzam w rozjazdach między grawerem, urzędem probierczym, odlewnią, a kiedy wracam do pracowni, to mam spotkania z klientami. Cieszy mnie ta zmienność, ale momentami bywa męcząca – w szczególności, kiedy mam dużo zamówień a muszę poświęcić czas na jazdę rowerem po mieście za “perłą”.
Dobrze się czuję w swojej pracowni. Lubię kiedy panuje w niej ład i porządek, wtedy sprawniej wychodzi praca. Ważne jest, aby zawsze wszystko odkładać na to samo miejsce, aby oszczędzić czas na poszukiwanie pilnika. Mam miejsce na maszyny, biurko złotnicze przy którym spędzam najwięcej czasu oraz przestrzeń wystawienniczą i biurową. Cały czas kompletuję narzędzia, więc na pewno z czasem przybędzie półek i szafek, ale staram się nie gromadzić niepotrzebnych rzeczy, bo łatwo pracownie zmienić na magazynek. W najbliższy czasie chcę zrobić dodatkowe miejsce do topienia metalu oraz lepiej przygotować stanowisko do polerowania – szalenie nie lubię tam siadać!
Twoja pracownia to część Twojego mieszkania. Porozmawiajmy chwilę o tym miejscu. Mieszkasz tu od niedawna?
Po trzech latach mieszkania w Śremie, postanowiliśmy wrócić do Poznania. Po wielu miesiącach poszukiwań, w końcu udało mi się znaleźć mieszkanie, w którym jest miejsce na pracownię. Przeprowadziliśmy się w marcu i kiedy rozpakowaliśmy ostatnie pudła – z powrotem się spakowałam i wróciłam do Śremu, aby w czasie pandemii spędzić czas bliżej natury. Wtedy Poznań wydał mi się niebezpieczny, sparaliżował mnie strach – odpuściłam po miesiącu. Mogłam w końcu stworzyć przestrzeń do pracy, usiąść w fotelu na wykuszu z ulubioną filiżanką herbaty i cieszyć się słonecznym salonem.
Co daje Tobie duże miasto, że postanowiłaś wrócić do Poznania?
Przeprowadzka ułatwiła nam życie zawodowe oraz tęskno nam było do większego miasta i przyjaciół. Mamy tu miejsca, w których dobrze się czujemy jak Vandal, czy Kosmos. Lubimy mieć poczucie, że wszystko jest blisko – w kapciach możemy wyskoczyć po Daifuku do chłopaków z Happa, zajrzeć do Składu Kulturalnego czy kupić kwiaty na Rynku Jeżyckim. Mój brat zawsze się dziwił, że tak lgnę do Poznania, które kojarzy tylko z korkami i brakiem miejsc do parkowania.
Uwielbiam jeździć rowerem, więc za każdym razem kiedy wracam od przyjaciółki, to zachwycam się Parkiem Wilsona, kamienicami przy Matejki – często skręcę w Orzeszkowej czy Konopnickiej, mimo że jest mi nie po drodze, tylko po to, aby nacieszyć oko. W trasie na odlewnie przemierzam Park Sołacki, w którym lubię się na chwilę zatrzymać. Kiedy w słoneczny dzień wychodzę na poranny spacer z psem, cieszy mnie widok kamienic na Jackowskiego, a w centrum za każdym razem zachwycam się Zamkiem. Oczywiście miewam tęsknoty za długimi spacerami po lesie, które codziennie uskuteczniałam mieszkając w domu rodzinnym, ale wiem, że zawsze mogę tam pojechać – pooddychać świeżym powietrzem, napatrzeć się na kwiaty z ogrodu mamy, czy po prostu być.
Jakie miejsca dla miłośników sztuki, złotnictwa polecasz w Poznaniu? Masz tu swoje ulubione artystyczne ścieżki?
Wspomniana Galeria YES na Paderewskiego 7, w której spędziłem pięć lat życia. Odbywają się tam wystawy biżuterii autorskiej, spotkania z twórcami oraz można kupić wiele dobra od polskich projektantów min. Małgosi Kalińskiej, Karoliny Bik, Doroty Kos, Marty Szafraniec, Kozubskich, Wyganowskich, Jacka Byczewskiego, Pawła Kaczyńskiego, Arka Wolskiego. Na tej samej ulicy, w Hotelu Bazar znajduje się Margot Studio, gdzie znajdziecie równie ważne nazwiska.
Warto odwiedzić pracownię Aleksandry Przybysz na Fredry, której prace są zachwycające, minimalistycznego butiku Agaty Bieleń przy Szewskiej czy do Galerii Techne oraz jubilera Plucińskiego przy Placu Wolności. To współczesna sztuka złotnicza, a gdyby kogoś interesowała biżuteria dawna, to zachęcam zajrzeć do antykwariatów – szczególnie na Kantaka. Koniecznie trzeba zobaczyć ekspozycję Muzeum Sztuk Użytkowych, a w szczególności, złoty sygnet mieszczański z Estonii oraz grawerowane zegarki z 1844 roku. Żałuję, że nie miejsca w którym moglibyśmy codziennie podziwiać zbiory biżuterii etnicznej i polskiej sztuki złotniczej z kolekcji Marii Magdaleny Kwiatkiewicz – to prawdziwe skarby, które trzeba zobaczyć. Inne, artystyczne miejsca, które lubię odwiedzać to Galeria EGO, Arsenał, Muzeum Narodowe. Lubię odwiedzić Stary Browar czy Collegium Da Vinci, aby popatrzeć na pracę z kolekcji Fundacji Vox Artis.
Jesteś autorką zbioru wywiadów “Artyści Złotnicy. Rozmowy o polskiej biżuterii”. Każdy wywiad to fascynująca podróży i przygoda. Co, z czasu pracy nad książką, wspominasz dziś najbardziej?
Szalenie miło wspominam pierwsze spotkanie z Zofią i Witkiem Kozubskimi na Warszawskim Żoliborzu. Przyjęli mnie bardzo serdecznie – Pani Zofia odebrała z dworca i opowiadała o harcerstwie. W ich mieszkaniu zjedliśmy wspólnie śniadanie, przy którym rozmawialiśmy o złotnictwie, sztuce, architekturze i zwierzętach. Potem zaprosili do pracowni, która mieściła się na ostatnim piętrze wieżowca, w którym mieszkali – doskonale wyposażona w narzędzia i maszyny, których dotąd nie znałam. Zaglądałam do tajemniczych szufladek, więc widziałam wiele ciekawych, nieodkrytych projektów. Poczułam się u jak u cioci i wujka – zaopiekowana. Wówczas odpuścił stres i uwierzyłam w ten projekt oraz swoje możliwości. Każdy kolejny wywiad uczył mnie czegoś nowego i za każdym razem, kiedy przychodziło zwątpienia, to myślami wracałam do tego, pierwszego. Przy drugiej wizycie w stolicy, podobnie czułam się przy boku Joanny Jaworskiej. Miło wspominam czas spędzony w Krakowie, gdzie poznałam wielu twórców, ale również miałam możliwość, zwiedzić miasto, które szczerze uwielbiam.
Za co najbardziej cenisz sobie biżuterię?
Za emocjonalne znaczenie. W swojej szkatułce mam kilka rodzinnych pamiątek, które są dla mnie szczególnie ważne – pierścionek z fioletowym kamieniem po babci Helenie, której nigdy nie poznałam, pierścionek zaręczynowy mojej mamy czy kolczyk po babci Marysi. Lubię je zakładać podcza świąt, aby przywołać wspomnienia o bliskich. Po ukończeniu studiów od rodziców dostałam pierścionek z Pracowni Motyle, który jest dla mnie równie ważny. Kolekcjonuję biżuterię, aby mieć pamiątki przepełnione sentymentem, ale również wybieram pracę artystów, których podziwiam. Bardzo ważne jest dla mnie tworzenie biżuterii, bo jest ona nie tylko błyskotką (bardzo nie lubię tego określenia), jest nośnikiem wspomnień, celebracji. Będę ogromnie szczęśliwa, jeśli wzory Gusta będą przekazywane kolejnym pokoleniom.
Jak lubisz spędzać wolny czas, jak ładujesz swoje baterie?
Na macie – w shavasanie, w psie z głową w dole, na głowie, w pozycji dziecka, wschodzącego Księżyca czy medytując. Spacerując z psem, słuchając muzyki, spotykając się z przyjaciółmi. Uwielbiam nasze towarzyskie turnusy – do Berlina, Paryża, Gdyni czy Świnoujścia, jak również te, w których z przyjaciółkami urządzamy wspólne nocowanki jakbyśmy miały 15 lat. Lubię pojechać do Śremu odwiedzić rodzinę, beztrosko pobawić się z siostrzenicą i bratankiem oraz wyjść do lasu. Kiedy mam spadek energii, zakładam słuchawki i tańczę!
Co daje Tobie joga i medytacja? Masz swoje ulubione rytuały z tym związane?
Tuli od środka, uczy wdzięczności do ciała i przywraca dziecięcą lekkość. Jest dla mnie terapeutyczna – wycisza i uspokaja. Kiedy nie ćwiczę dwa dni z rzędu, to ciało domaga się ruchu, obsesyjnie mam ochotę podnieść nogę do góry, tak jakbym była na detoksie. Często podczas praktyki przychodzą do mnie projektowe pomysły i to jest super!
Kiedyś joga była dla mnie tylko ćwiczeniem, teraz jest czymś więcej. Do medytacji zasiadam rano ze szklanką naparu z imbiru. Odpalam świeczki, palo santo, aby przywołać dobrą energię (ale też dlatego, że to ukochany zapach) lub białą szałwię, aby oczyścić przestrzeń i chwytam w dłoń kryształ górski, który wpływa na odporność i również ma właściwości oczyszczające. Często w tle leci muzyka relaksacyjna czy mantry. Lubię tak zaczynać dzień – świetnie robi mi to na głowę. Podczas praktyki jogi, również lubię zadbać o odpowiedni nastrój w pomieszczeniu, więc puszczam playlistę ze Spotify, rozkładam matę obok figurki buddy i tworzę swoje domowe sanktuarium.