Close
Agnieszka i Łukasz

Agnieszka i Łukasz

Kołobrzeg wiosną, czyli kilka dni nad morzem, aby odpocząć, złapać oddech i uporządkować myśli. Spacery po plaży sprzyjają temu bardzo, szczególnie przed sezonem. Bałtyk koi szumem fal i karmi oczy swoim nieograniczonym pięknem. Do głowy napływają świeże, inspirujące myśli i można działać dalej.

Korzystając z okazji, że przyjechałam nad morze właśnie do Kołobrzegu, umawiam się na spotkanie z Agnieszką Bukowską i Łukaszem Wichłaczem, którzy mają tu swoją domową przystań. Szczęśliwie udaje się ich złapać między podróżami i spędzić wspólnie kilka godzin.

Do tej pory moje rozmowy z Agnieszką ograniczały się wyłącznie do tych online. Miałyśmy przyjemność rozmawiać przy okazji wydania jej książki Less Waste. Na łamach Milk&Sun ukazało się również kilka publikacji autorstwa Agi. Spotkanie w Kołobrzegu natomiast zbiegło się z wypuszczeniem w świat najnowszej książki Agnieszki Przebłyski. Przed naszą rozmową nie miałam możliwości sięgnięcia po książkę, ale intuicyjnie poruszałyśmy tematy, które Aga zawarła w swojej nowej publikacji. Są opowieści o podróżach, codziennych rytuałach czy wielkiej miłości do jedzenia.

W połowie naszego spotkania, do rozmowy przyłącza się Łukasz, życiowy partner Agi. Współtwórca Coffeedeska, marki, która od dobrych kilku lat podbija serca miłośników kawy w całej Polsce. I nie mogło być inaczej, nasza rozmowa schodzi na kawowe tory i opowieści o domu.

Mieszkanie Agi i Łukasza jest odzwierciedleniem ich obojga. Widać tu ogromną pasję do książek i muzyki. Kuchnia otwarta na salon sprzyja wspólnemu spędzaniu czasu przy gotowaniu i urządzaniu przyjęć dla przyjaciół. Aga uwielbia gotować dla innych. Codziennie przygotowuje śniadanie, słodkie dla siebie i słone dla Łukasza, obiad i kolację. Jej ulubionym miejscem w domu jest kącik kawowo-herbaciany. Agnieszka lubi spędzać tu czas. To tu kieruje swoje pierwsze kroki każdego ranka i przygotowuje sobie matchę, po czym siada do medytacji.

Mieszkanie cały czas zżywa się ze swoimi właścicielami i stopniowo przybywa tu nowych rzeczy. Agnieszka idealnie porównuje ich dom do atlasu z podróży. Oboje uwielbiają przywozić z podróży ceramiczne pamiątki: miseczki, czarki, kubeczki, talerzyki, które nieustannie przywołują wspomnienia z danego miejsca na Ziemi. Ściany domu ozdobione są grafikami autorstwa Beaty Śliwińskiej (Barrakuz), które zagościły na okładkach książek Agi. Dużym atutem mieszkania są wielkie okna. O tej porze roku popołudniowe słońce niespiesznie wkrada się do wnętrza tworząc codziennie wyjątkową aurę. W tym domu czuć wielką pasję do życia.

***
tekst i wywiad: Magda Bałkowska
zdjęcia: Ewelina Mickiewicz
***

Przebłyski – zapiski ze środka
Jak narodził się pomysł na Przebłyski?

Aga: Jest to książka, która narodziła się wewnątrz mnie. Uwierała mnie mocno w środku i musiałam ją wyjąć na zewnątrz, aby przestała. Zawsze bawiły mnie cytaty autorów: „Ta książka do mnie przyszła” albo „Coś mi kazało napisać tę książkę” i nigdy nie wiedziałam, o co tak naprawdę z tym chodzi, aż do teraz. Dwie pierwsze książki napisałam, aby opisać konkretny problem i rozpropagować określone idee. Przebłyski natomiast są książką, która opisuje moje podróże fizyczne i metafizyczne. Od czasu pandemii zaczęłam medytować, co sprawiło, że zwolniła mi się przestrzeń w głowie i mam wrażenie, że to było miejsce na książkę. W Przebłyskach są rozdziały o podróżach do Japonii, Dubaju, Włoch czy Hiszpanii, które przeplatam moimi rozważaniami o medytacji, relacjach, strefie komfortu i różnych innych sferach wewnątrz mnie.

Przebłyski to zbiór felietonów przeplatanych fotografiami.

Aga: Zależało mi na tym, aby książka składała się z krótkich form, które najlepiej czytać, mając przestrzeń w życiu i w głowie. Obok siebie zestawiłam przemyślenia głębokie i zabawne, relacje z podróży i opisy moich emocji. Chciałam połączyć ze sobą dwa skrajne światy – realny i duchowy, i skłonić czytelników do przemyśleń. Jestem osobą, która nie przyjmuje rzeczy takie, jakie są, tylko musi je przeanalizować i zrozumieć. A jak już ukształtuję moje zdanie na dany temat, to chcę się tym podzielić. Przebłyski wzięły się z tych różnych zapisków na marginesach.

Jesteście ciekawi nowej książki Agnieszki, Przebłyski? Zajrzyjcie na stronę wydawnictwa po więcej informacji.

Otwierasz się w tej książce.

Aga: Tak, bardzo. Przebłyski są w pewnym sensie pokazaniem mojego miękkiego podbrzusza, które odsłaniam przed czytnikami. Miałam ogromną potrzebę, aby opisać tematy, które we mnie siedziały i zobrazować mój punkt widzenia na istotne dla mnie sprawy. Aby w pełni oddać to, co myślę, przywołuję moje wspomnienia i doświadczenia. Na przykład wstępem do felietonu o bibliotece w Helsinkach jest biblioteka w Toruniu, mieszcząca się naprzeciwko mojego ówczesnego mieszkania, do której często chodziłam w kapciach i wyobrażałam sobie, że jest moim pokojem wypełnionym po brzegi książkami. Ta historia z dzieciństwa pozwala zrozumieć, dlaczego tak zachwyciła mnie wiele lat później biblioteka w stolicy Finlandii.

Z czym chciałabyś pozostawić czytelnika po zapoznaniu się przez niego z treścią książki?

Aga: Chciałabym, aby został ze swoimi przemyśleniami. W mojej nowej książce jest całe spektrum emocji i poglądów. Wiele kwestii, które poruszam, jest dość kontrowersyjnych i może tak się zdarzyć, że ktoś się z czymś nie zgadza i ma inne zdanie na dany temat. Może być też tak, iż mój tekst sprawi, że czytelnik w ogóle zacznie myśleć o tym, jakie jest jego zdanie na poruszoną przeze mnie kwestię. Zależy mi, aby nastąpiło zaiskrzenie w głowie czytelnika, pojawienie się przebłysku i zastanowienia.

Skąd u Ciebie taka pasja do pisania?

Aga: Mój tato sprytnie zachęcił mnie, abym w bardzo młodym wieku nauczyła się czytać i od tego czasu pochłaniałam książki. W dzieciństwie były dla mnie alternatywną rzeczywistością, w którą mogłam zawsze uciec. Pamiętam taki moment w przedszkolu, kiedy pani zapytała nas, kim chcemy zostać w przyszłości i ja powiedziałam, że będę pisać książki. I jakoś tak zostało. Studiowałam dziennikarstwo, potem długo pracowałam w agencjach reklamowych i to pisanie gdzieś zawsze było obok mnie. Pomagało rozumieć życie i świat. Bo żeby coś napisać, to musisz to najpierw zrozumieć. Często piszę rano i to mi pozwala poukładać myśli na cały dzień.

Opowiedz nam więcej o swoich codziennych rytuałach.

Aga: Rytuały są dla mnie bardzo ważne. Sprawiają, że trzymam się w ryzach. Dzięki nim biorę swój dom ze sobą i niezależnie, gdzie jestem, siadam codziennie do medytacji, ćwiczę jogę, piję ulubioną herbatę. Wydaje mi się, że ten początek dnia, który zawsze jest u mnie taki sam, niezależnie od strefy czasowej i szerokości geograficznej, daje mi duże bezpieczeństwo i spokój. Bo mój poranek wygląda zawsze tak samo. Jestem królową rytuałów!

Album z podróży
Jaki jest przewodni cel, wokół którego Ty i Łukasz budujecie swoje wojaże?

Aga: Głównym powodem, dla którego podróżujemy, jest jedzenie. Jeden z naszych znajomych słusznie zauważył, że gdyby na paryskich Polach Marsowych nie było żadnej ciekawej restauracji, to byśmy nie zobaczyli Wieży Eiffla. I trochę tak jest. Zwiedzamy to, co jest wokół restauracji, w której chcemy zjeść. Na szczęście oboje mamy żarłoczną naturę, więc nikt się na nikogo nie denerwuje. Znajomi nauczyli się, że z nami się nie jeździ na wakacje, bo każdy nasz dzień wypełnia jedzenie: śniadanie, drugie śniadanie, lunch, obiad, kolacja, digestif, aperitif i potem jeszcze wino naturalne, a w międzyczasie zahaczymy o trzy kawiarnie. Tak zwiedzamy miasta.

Bardzo często kawa wytycza nasze podróżnicze destynacje i jeździmy do miejsc, gdzie odbywają się kawowe imprezy czy mieszkają dostawcy i klienci Coffeedesk. Oczywiście są na mapie miejsca „niekawowe”. Kocham Hiszpanię i staram się raz w roku tam wybrać i odkrywać rożne jej części. Jest miejscem, które cały czas mamy wysoko na podróżniczej liście. Bardzo wysoko na tej liście jest Ameryka Południowa, do której nie udało mi się jeszcze dotrzeć i która mnie nieustannie woła.

Skąd czerpiesz informacje, gdzie warto zjeść w danym mieście?

Aga: Mam kilka sprawdzonych źródeł. Zaczynam od European Coffee Trip, gdzie sprawdzam kawiarnie speciality i Raisin, aplikacji dla miłośników win naturalnych. Wychodzę z założenia, że jeśli ktoś ma w ofercie kawę speciality i wina naturalne, oznacza to, że szanuje produkt i cała reszta też powinna być wysokiej jakości. Więc sobie te miejscówki zapisuję i od nich wychodzę. Przed wyjazdem zbieramy też rekomendacje od przyjaciół, a potem się gubimy. Idziemy do pierwszego miejsca, pytamy, jakie są ich ulubione kawiarnie i ulubione restauracje i podążamy nieznanym nam szlakiem. Często miejsca, do których zaglądamy, przyciągają nas niesamowitym zapachem.

Który kraj kulturowo jest Ci najbliższy?

Aga: Hiszpania. Piszę o tym w Przebłyskach. Mam wrażenie, że ta książka zbiera wszystkie rzeczy, które mam do przekazania. Wydaje mi się, że Hiszpania to taka druga Polska, tylko położona na południu. Oczywiście nie tak smutna i źle zarządzana. Hiszpanie są podobnie otwarci, mają podobne korzenie religijne, tak samo, jak my, kochają ziemniaki. Zawsze czuję się tam bezpiecznie i komfortowo. Czuję się tam, jak w domu.

Co dają Ci podróże?

Aga: Sprawiają, że jesteśmy bardziej kreatywni. Otwierają nam zupełnie nowe kubki smakowe. Podróże cały czas stykają nas z różnymi kulturami, pokazują rzeczy, z którymi czasami czujemy się nie do końca komfortowo, ale uczą nas tolerancji, zrozumienia, ciekawości świata.

Mam wrażenie, że tak, jak medytacja otwiera w nas pewną przestrzeń, tak samo podróże otwierają szuflady wewnątrz nas. Przebłyski mogły powstać dzięki połączeniu tych obu światów.

Do mieszkania wpada Łukasz. Zaparza nam herbatę i przyłącza się do rozmowy.
Kołobrzeg
Jaka jest Wasza definicja domu?

Aga: Nigdy nie mogłam znaleźć swojego miejsca. Przy okazji odwiedzin galerii König w Berlinie zobaczyłam napis „Home is the place you left” i bardzo to ze mną zarezonowało. Zaczęłam się zastanawiać, co, jeśli pojęcie domu konstytuuje się w momencie, kiedy go opuszczam i zamykam drzwi? Dom na pewno nie jest dla mnie fizycznym miejscem, tylko tkwi w moich rytuałach, które dają mi poczucie bezpieczeństwa.

Łukasz: Aga całe życie podróżowała i nigdy nie miała takiego miejsca, w którym zaznała spokoju. Ja miałem zupełnie odwrotnie, zawsze odnajdywałem bezpieczeństwo w swoich czterech ścianach, ale fajne jest to, że teraz Aga wyciąga mnie z domu i nie muszę mieć już tej jednej bezpiecznej przystani, tylko coraz większą przyjemność sprawia mi podróżowanie i powoli nie tęsknię za domem, kiedy zwiedzam świat.

Jestem bardzo ciekawa, czy na co dzień korzystacie z tego, że Kołobrzeg leży nad morzem?

Aga: Doceniliśmy to bardzo mocno w pandemii i praktycznie każdego dnia chodziliśmy na spacery nad morze. Niestety w sezonie, kiedy jest ciepło, wyjścia na plażę w Kołobrzegu bywają bardzo trudne, bo jest tu ogrom turystów i nikt z miejscowych nie chodzi nad morze. Kołobrzeg jest dla mnie miejscem, które sprzyja pracowitości. Zawsze, gdy tutaj jestem, to pracuję po 12 godzin dziennie. Nie wyłączam się z tego trybu, bo nic mnie nie rozprasza. Więc przyjeżdżam tu ciężko pracować, a potem prowadzę życie społeczne gdzieś indziej.

Kołobrzeg to miasto, w którym narodził się Coffeedesk.

Łukasz: Często ludzie o tym nie wiedzą i jest to dla nich zaskakująca informacja. Myślę, że jest to duży atut Coffedesk, że marka narodziła się w niewielkim mieście. Szczególnie jest to ciekawe dla naszych dostawców, którzy przyjeżdżają do nas z całego świata. W Kołobrzegu gościliśmy już osoby ze Stanów Zjednoczonych, Japonii. Podoba im się domowa, kameralna atmosfera i chcą tu wracać.

Kawa
Pamiętacie swoje pierwsze doznania związane z kawą?

Aga: Jak byłam młodsza, nie lubiłam kawy i nie rozumiałam, dlaczego ludzie ją piją. Moje postrzeganie zmieniło się diametralnie w momencie, kiedy mój znajomy barista zaparzył mi, pamiętam dokładnie, Etiopię w obróbce naturalnej, i jak jej spróbowałam, miałam wrażenie, że piję sok truskawkowy. To doznanie zmieniło totalnie moje zdanie na temat kawy. Nagle, z czegoś obrzydliwego dla mnie, czego unikałam przez całe życie, kawa stała się czymś pysznym.

Łukasz: Ja swoją przygodę z piciem kawy zaczęłam od takiej 3w1. (śmiech) Jak rozkręcaliśmy z chłopakami biznes, to nie wiedzieliśmy za dużo o kawie. Z czasem zaczęliśmy poznawać jej bogactwo i mocno się w to wkręcać.

Po jaką kawę sięgacie aktualnie i co polecacie spróbować?

Łukasz: Jak już zagłębiliśmy się w ten świat kawy i piliśmy jej mnóstwo, byliśmy przez chwilę francuskimi pieskami. Jak kawa, to czarna, jak przelew, to tylko naturalna Etiopia albo Geisha z Panamy. Ale teraz zupełnie już tak nie myślę. Podczas podróży zamawiam lokalne, ciemnowypalone espresso, słodzę je i cieszę się, że stawia mnie na nogi. Potem zawsze jest miło, kiedy docieramy do jakiejś kawiarni specialty i można przestać dodawać cukier. Zwykle zaczynam dzień od flat white’a, czyli podwójnego espresso z mlekiem, w moim przypadku owsianym. Aga się ze mnie śmieje, że traktuję go jak śniadanie, owsiankę przed właściwą kawą. Potem, kiedy spada mi energia, kiedy mam czas, to zaparzam w domu kawę z dripa, a kiedy nie – klikam przycisk Moccamastera (ekspresu przelewowego) i kawa robi się sama. 

Aga: Ja po napisaniu pierwszej książki o kawie specialty w Polsce i zwiedzeniu prawie 200 kawiarni, gdzie w każdej musiałam napić się kawy, mocno się wycofałam z kofeiny w swoim życiu. W domu najczęściej piję zieloną herbatę i matchę, która, co ciekawe, zawiera podobną ilość kofeiny, co kawa, tylko wolniej się ona uwalnia. Zamiast szybkiego kopa energetycznego, jest podwyższona koncentracja przez cały dzień, przynajmniej ja to tak odczuwam. Czasami wezmę łyka kawy, którą robi Łukasz albo wychodzę na flat white do Coffeedeska naprzeciwko, kiedy zdaję sobie sprawę, że zalegam w dresie przed komputerem kolejny dzień i przydałoby się chociaż 5 minut socjalizacji. Picie kawy stało się dla mnie czynnością całkowicie społeczną – podczas podróży oddaję się jej bez opamiętania i często, kiedy Łukasz odsypia jeszcze po koncercie muzyki elektronicznej, ja zdążę szybko zwiedzić 3 kawiarnie i spotykamy się na wspólne śniadanie.

Miejsca, które inspirują Was najmocniej w temacie kawy, to…

Łukasz: Londyn. Jeśli chodzi o kulturę kawiarnianą, Londyn dzisiaj jest miejscem, w którym najwięcej się dzieje i możesz zobaczyć biznes kawowy i kawiarniany w najczystszej postaci.

Na koniec podzielcie się, proszę, swoimi zachwytami. Co Was ostatnio zafascynowało?

Łukasz: Sprzęt do miksowania muzyki, który właśnie kupiłem. Ostatnio mocno wkręciłem się w granie muzyki i poświęcam temu każdą wolną chwilę.

Aga: Granada w Hiszpanii. Jest to najpiękniejsze miejsce, obok Tokio, jakie ostatnio odwiedziłam. Zachwyciła mnie architektonicznie i gastronomiczne.

Łukasz: Tokio, zachwyca mnie tam wszystko od a do z. Niezmiennie.

Aga: Książka Ricka Rubina o kreatywności.

Łukasz: Szczecin (śmiech). Serio. Ostatnio otworzył się tam mały bar chiński, w którym jadłem przepyszne pierożki.

Książka Przebłyski jest już w sprzedaży w niezależnych księgarniach i na stronie wydawnictwa Agi – Przebłysk.

Close