Dobrze jest wrócić na poznańskie Jeżyce. Dziś odwiedzamy tu Kubę Wojtaszczyka – pisarza, kulturoznawcę, absolwenta Gender Studies UAM. Spotykamy się w momencie, kiedy Kuba właśnie co powrócił do Poznania z ukochanej Warszawy, w której przez jakiś czas mieszkał. A chwilę po naszych odwiedzinach wyjeżdżał do Budapesztu, gdzie aktualnie odbywa stypendium przyznane mu przez Międzynarodowy Fundusz Wyszehradzki i pisze swoją kolejną powieść.
Niewielkie mieszkanie, które mieści się na jednej z piękniejszych ulic Poznania, Kuba dzieli z Bartoszem i psem Jafą. To tu znajduje spokój i lubi najbardziej pisać. A pisanie to cały jego świat. W ubiegłym roku nasz bohater zadebiutował książką „Portret Trumienny”, a na początku 2016 roku ukaże się jego druga powieść „Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć”. Podczas rozmowy Kuba opowiada nam o swoich pisarskich planach, o Poznaniu i zdradza nam w jakich okolicznościach powstają jego książki.
Poznań jest dla Ciebie inspirującym miastem?
Tak. Druga książka pt. „Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć” jest o Poznaniu. Chciałem, aby czytelnik mógł się z nią przespacerować po Jeżycach, ulicy Fredry i innych miejscach.
Powieść była pisana w momencie, kiedy po ukończonych studiach, szukałem pracy, doświadczałem tego, jak niewiele to miasto może mi zaoferować. Podobną drogę przeszli moi znajomi. Wiele z tych przeżyć wykorzystałem pisząc wspomnianą powieść. Głównym bohaterem książki jest chłopak, który myśli, że jest porzuconym w zbożu, w latach ’80., dzieckiem brytyjskiej rodziny królewskiej.
Wyczytałeś gdzieś taką historię?
Wymyśliłem. Witold, główny bohater książki, uczęszcza na bale debiutantów do Bazaru, zatrudnił kucharkę, jednak przez cały czas poszukuje powodów porzucenia przez prawdziwą rodzinę. Mieszka przy Rynku Jeżyckim. Z racji tego, że jest zubożałym lordem, musiał wynająć pokoje innym osobom. I tak mieszkanie z nim dzielą młoda doktorantka Weronika, która bardzo chce nauczać, ale też ciągle narzeka na małe zarobki, oraz dwóch chłopaków, Adam i Evan, którzy prowadzą modną kwiaciarnię. Pozostałymi bohaterami są m.in. prekariusze. „Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć” ukaże się już w styczniu 2016 r. nakładem wydawnictwa Akurat (imprint Wydawnictwa Muza).
Porozmawiajmy o Twojej pierwszej książce, często spotykasz się z pytaniem, czy „Portret trumienny” jest książką autobiograficzną?
Tak, ale książka nie ma za wiele wspólnego z moim życiem. Być może te pytania o autobiografizm pochodzą z przekonania, że debiut literacki często jest zakwestionowaniem przeżyć autora. Oczywiście niektóre wątki w powieści powstały na kanwie moich doświadczeń, jednak przepuszczone zostały przez literacki filtr.
Książka jest bardzo ładnie wydana. Skąd pomysł, aby uzupełnić ją ilustracjami?
Chciałem, aby wyróżniała się pośród innych tytułów i przyciągała uwagę czytelnika. Ilustracje i okładkę zrobił Leszek Pietrzak, którego prace znałem wcześniej. Wiedziałem, że Leszek idealnie odda absurd sytuacyjny, czy przerysowane postaci. Sam zaproponowałem tylko umieszczenie mapy domu na końcu książki.
Poznań wspiera młodych pisarzy?
Proza jest coraz bardziej obecna w Poznaniu. W tym roku pojawiła się Poznańska Nagroda Literacka. Jestem ciekawy, jak będzie się ona rozwijać. W ubiegłym roku w CK Zamku odbył się Festiwal Fabuły, na którym pojawiły się topowe nazwiska ze świata literackiego. Świetna impreza, bardzo fajnie jest posłuchać uznanych autorów, ale co z młodymi pisarzami? Niekoniecznie mówię tu o sobie, jest bowiem dużo osób, które wchodzą na rynek i nic się wokół nich nie dzieje. W tym roku startuje też Poznański Festiwal Kryminałów Granda! To genialna inicjatywa – miasto w końcu postawiło też na literaturę popularną. Mamy też cudowną księgarnię Bookowski, która pięknie promuje czytelnictwo. W rozwoju wydarzeń literackich Poznań powinien brać przykład nie tylko z Warszawy, ale również z Wrocławia czy Krakowa. Wydaje mi się, że oba te miasta najprężniej działają w literackim obszarze.
Ty, po wielu przeprowadzkach, wybrałeś jednak Poznań?
Wybrałem Poznań z czysto ekonomicznych względów. Praca na etacie to nie mój świat. Pójście do niej rano, siedzenie tam osiem godzin, powrót i jeszcze pisanie – to ponad moje siły. Dlatego działam freelancer’sko – piszę recenzje, opowiadania, przeprowadzam wywiady dla portalu „Kultura u Podstaw”. A życie w Poznaniu jest o wiele tańsze, niż w Warszawie, w której przez chwilę mieszkałem. Wróciłem do stolicy Wielkopolski, co nie znaczy, że nie kocham Warszawy. Mam plan, aby od stycznia połączyć te dwa miasta. Zobaczymy, jak to się potoczy.
Zawsze chciałeś zostać pisarzem?
Wiesz, nie pamiętam tego momentu, kiedy pomyślałem sobie, że to zawód dla mnie. Zawsze lubiłem pisać. Na studiach chciałem być poetą, ale pisałem bardzo kiepskie wiersze. Potem były opowiadania, które wychodziły mi znacznie lepiej. I tak zacząłem pisać coraz dłuższe teksty. Teraz nie wyobrażam sobie, że mógłbym robić coś innego.
Mógłbyś opowiedzieć, jak wygląda twoja praca nad książką? Czy przygotowujesz sobie wcześniej charakterystykę postaci, plan fabuły?
Staram się pisać codziennie. Robię to w domu, przy biurku. Czasami wyjdę do parku, ale rzadko. Nie umiem pisać w kawiarniach. Często potrafię siedzieć nad jednym zdaniem dwie godziny, bo szukam słowa, które mi gdzieś umknęło. Poza tym bardzo lubię pracować w ciszy. Wychodzi na to, że pisanie to nudna, mozolna robota (śmiech).
Jeśli chodzi o bohaterów, to nie robię sobie wcześniej żadnych map psychologicznych. Na początku mam ogólny zarys, ale szczegółowe cechy postaci powstają podczas pisania. Tak samo jest z fabułą książki. Siadając do tekstu, teoretycznie wiem, jak potoczy się historia. Jednak ciekawi mnie ten moment, gdy w trakcie coś się zmienia, ktoś przeżywa, a ktoś inny padnie trupem. Chyba mam demiurgiczne zapędy, ale nie ma w tym nic niewłaściwego, że lubię panować nad tworzonym światem.
Do każdej nowej książki rozpoczynam kolejny zeszyt, w którym zbieram zasłyszane zdania, zapisuję myśli, jakieś inspiracje. Bardzo lubię, gdy w moich książkach pojawia się śmierć, ale taka nieprzepracowywana. Ludzie podchodzą do niej inaczej, niż to jest kulturowo utarte.
Tak, śmierć jest zauważalna w twoich książkach. Gdzie szukasz inspiracji do swoich tekstów?
Przede wszystkim inspiruje mnie przeszłość, zwłaszcza historie zwykłych ludzi z przedwojnia i II wojny światowe. Lubię też podsłuchiwać rozmowy w środkach komunikacji miejskiej, czy po prostu na ulicy. Często inspirują mnie sytuacje niespodziewane, jak chociażby przymusowy, dwugodzinny postój pociągu w szczerym polu i zdenerwowanie ludzi. Często ich reakcje są nieprzewidywalne, ale ogromnie ciekawie, idealne do wykorzystania w powieści.
Mamy „Portret Trumienny”, niebawem będziemy mogli przeczytać „Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć”, co dalej?
Skończyłem trzecią książkę, której akcja dzieje się w kilka miesięcy 1945 r., ale nie chcę o niej na razie opowiadać. Napisałem ją dzięki wsparciu stypendium artystycznego Prezydent m.st. Warszawy. Czwarta powieść na razie jest w głowie. Chciałem z jej pisaniem trochę poczekać. Jednak uzyskałem stypendium Międzynarodowego Funduszu Wyszehradzkiego. Wysyłają mnie do Budapesztu, gdzie będę badać Holocaust na Węgrzech. Zagłada Żydów jest tylko elementem głównej fabuły czwartej książki.*
To czekamy na twoje kolejne książki!
*Wywiad był przeprowadzany w czerwcu, a w momencie publikacji Kuba jest już na stypendium w Budapeszcie.
wywiad i tekst: Magda Bałkowska
foto: Maja Musznicka