Close
Anna Chojnacka-Skoog

Anna Chojnacka-Skoog

Anna Chojnacka-Skoog prowadzi wypożyczalnię rekwizytów i dekoracji Rekwizytornia & Company. Czuje się zawodową vintage łowczynią – od lat, z racji polsko-szwedzkiego małżeństwa i częstych podróży do Szwecji objeżdża tamtejsze loppisy – wyprzedaże garażowe, pchle targi i second handy w poszukiwaniu pięknych i jakościowych przedmiotów. Najdrobniejsze przedmioty razem z materiałowymi tłami do stylizacji zdjęć i ręcznie robionymi wstążkami planuje uwalniać w ramach drugiej marki Fina. Prywatnie jest mamą Josefiny i Nilsa.

Z Anią poznałyśmy się kilka lat temu, kiedy to po raz pierwszy organizowałam w Gdańsku kreatywne sesje zdjęciowe dla całych rodzin. Wpadłam wtedy do jej mieszkania dosłownie na chwilę, by wypożyczyć dywan do zdjęć, jednak po tej krótkiej chwili wiedziałam, że będę chciała wrócić do tego wnętrza. Znajdujące się w starej kamienicy, w samym sercu gdańskiego Wrzeszcza, w pełni oddaje charakter Ani i jej fascynację przedmiotami z drugiej ręki.

***
wywiad i zdjęcia: Klaudia Osiak
***

Opowiedz mi, proszę, o Rekwizytornia & Company. Co się kryje pod tą nazwą i skąd wziął się na nią pomysł?

Rekwizytornia & Company to przede wszystkim wypożyczalnia przedmiotów, które nazywam rekwizytami. Są to przedmioty o różnorodnym zastosowaniu. Wynajmują je zarówno fotografowie i fotografki do różnych sesji zdjęciowych, pary młode na swoje przyjęcia weselne, osoby zajmujące się set designem, ale też trafiają do mnie scenografowie i scenografki. 

Moją ideą jest uwalnianie przedmiotów, które już posiadam, żeby zniechęcić nas trochę do pierwszego odruchu, jakim jest kupowanie nowych przedmiotów na rzecz wynajmu. Jednocześnie dbam o to, żeby rekwizyty, które kupuję, były z drugiej ręki – szukam ich w second handach, na wyprzedażach garażowych, a czasem też zgłaszają się do mnie ludzie, którzy opróżniają swoje piwnice i pytają, czy nie chciałabym przygarnąć ich przedmiotów. Chcę dawać nowe życie rzeczom, które są stare i teoretycznie już nikomu niepotrzebne.

Twoje działania internetowe bardzo kojarzą mi się z ruchem less waste. Tworzysz filmy o tematyce DIY. Byłaś też aktywną promotorką etycznych ślubów w Polsce. Co było pierwsze, rekwizyty i pasja do przedmiotów, czy less waste i minimalizacja konsumpcjonizmu?

Pierwszy był less waste, choć miał on dla mnie odmienne znaczenie niż teraz. Parę lat temu zajmowałam się czymś zupełnie innym. Studiowałam prawa człowieka i byłam zaangażowana w edukację globalną, pracowałam m.in. dla PAH. Edukacja globalna bardzo mocno łączy w sobie ważne dla mnie kwestie: prawa człowieka, edukację antydyskryminacyjną czy edukację ekologiczną z mocnym naciskiem na nas, ludzi, i na to, jak wpływamy na siebie nawzajem. A także jak nasze codzienne decyzje mogą oddziaływać na kogoś z drugiego końca świata… Te wartości towarzyszyły mi praktycznie od zawsze, ale była też druga część mnie, ta bardziej artystyczna, którą spychałam na bok. Walczyły we mnie dwa światy i ostatecznie przybrały taką formę, jaką mają teraz. Chciałam stworzyć coś, co nie będzie szkodliwe dla planety, a z drugiej strony da mi przestrzeń do uwolnienia kreatywności.

A co z Twoimi rekwizytami ma wspólnego Szwecja?

Praktycznie wszystko! Gdyby nie Szwecja, nie byłoby Rekwizytorni & Company. Za jej powstaniem stoi mama mojego męża Szweda, która łączyła w sobie duszę artystki i umysł ścisły. To kobieta inżynier, która malowała obrazy i miała ogromną pasję do staroci i antyków. Wzmocniła we mnie pasję do poszukiwania unikatowych przedmiotów i wprowadziła mnie w świat loppisów.

Wyjaśnisz proszę, czym jest loppis?

Loppis w języku szwedzkim to bardzo szerokie pojęcie określające wszystkie te miejsca, w których możemy kupić przedmioty z drugiej ręki. Mogą to być wyprzedaże garażowe, sklepy charytatywne, komercyjne second handy czy targi staroci organizowane na większych parkingach, a nawet aukcje. W szwedzkich second handach, w przeciwieństwie do polskich, jest zdecydowanie więcej rzeczy. Można w nich znaleźć dosłownie wszystko. 

Różnice między polskimi a szwedzkimi second handami wynikają chociażby z uwarunkowań historycznych. W Szwecji po wojnie nie było aż tak dramatycznych sytuacji, w których ludzie tracili cały swój dobytek, dlatego teraz można na przykład kupić perły sięgające poprzednich wieków. Oczywiście w Polsce też da się to zrobić, jednak w Szwecji jest to zdecydowanie bardziej dostępne i bywa, że tak przystępne cenowo, że aż trudno w to uwierzyć. 

Czy idea wymieniania się przedmiotami w Szwecji jest bardzo popularna?

Już któryś rok z rzędu, przed świętami, w Szwecji była prowadzona ogromna kampania, żeby robić sobie prezenty z drugiej ręki. Miałam wrażenie, że w zeszłym roku second handy pękały w szwach, a z uwagi na pandemiczne ograniczenia kolejka do wejścia była ogromna. To, na co kładziony jest nacisk w komunikacji medialnej, jeśli chodzi o przedmioty z drugiej ręki, to ich cyrkulacja. Nawet jeżeli kupisz coś starego, za jakiś czas może to znów trafić do second handu i będzie cieszyło oko nowego nabywcę.

Małych biznesów w duchu gospodarki obiegu zamkniętego jest coraz więcej. Tej zimy, będąc w Szwecji, kupowałam dla swojej córeczki kombinezon z drugiej ręki. Sprzedająca obniżyła cenę trzykrotnie (co też jest trochę typowe dla Szwecji, gdzie ludzie znacznie częściej niż w Polsce pozbywają się rzeczy za znacznie mniejsze kwoty od tej wyjściowej). Natomiast moja szwagierka szybko przekalkulowała, że w jej przypadku w ogóle nie opłaca się w inwestować w posiadanie kombinezonu. Wiedząc, że jej dziecko wyrośnie z niego w następnym sezonie, zdecydowała się na opcję abonamentu w firmie, która taką odzież wierzchnią dla dzieci wynajmuje.  W ramach takiej usługi może wypożyczać  kombinezony, spodnie ochronne, kurtki i w razie potrzeby zmieniać na te o większym rozmiarze, kiedy jej dziecko będzie tego potrzebowało. 

A czy w urządzaniu mieszkania kierowaliście się tym, co znacie z mężem ze szwedzkich domów?

To, co najbardziej rzuca mi się w oczy po wejściu do szwedzkiego domu to funkcjonalność. I to jest ten element podejścia do wnętrz, który zaczerpnęliśmy. Dobieranie materiałów, które będą z nami jak najdłużej, niezwracanie uwagi na to, by wszystkie przedmioty były nowe i glamour. Dopatrujemy się piękna w tym, co stare i niedopieszczone. Właśnie na to kierujemy naszą uwagę. Mój mąż zresztą świetnie odnajduje się w odnawianiu, polerowaniu, szlifowaniu. Wbrew pozorom, nie wszystkie wnętrza w Skandynawii są białe lub minimalistyczne. Pomysł skompletowania różnych krzeseł do jadalnego stołu lub przerabiania na pierwszy rzut oka nieatrakcyjnych szafek czy innych mebli w coś, co finalnie wpisze się w naszą estetykę mieszkania, zakiełkował lata temu przy podglądaniu szwedzkich wnętrzarskich magazynów. 

Widziałam na Twoim instagramie, że niedawno kupiłaś piękne krzesła na OLX. Czy często zdarza Wam się kupować meble z drugiej ręki?

Zdecydowanie! Wiele lat temu brałam udział w licytacji w Szwecji. Na wiejskich aukcjach ludzie najpierw się gromadzą, a potem mogą pooglądać wystawione rzeczy, które zazwyczaj leżą gdzieś w kartonach. Po takiej rundce między starociami, na podest wchodzi prowadzący lub prowadząca aukcję i mówi, który z nich będzie właśnie licytowany. Potem, tradycyjnie, ludzie zgłaszają swoje ceny. Tego dnia byłam z siebie bardzo dumna, bo pan mówił naprawdę szybko, a mój szwedzki nie był jeszcze najlepszy. Dałam radę wylicytować zielony, pluszowy fotel. Zapłaciłam za niego równowartość 30 zł. Oczywiście, musieliśmy go przetransportować do Polski, ale robiliśmy to wielokrotnie. Do tej pory przewoziliśmy krzesła, fotele bujane, a kolejne meble czekają na nas w Szwecji.

Moją największą zdobyczą jest dębowy stół jadalniany, który upolowałam na OLX i wylicytowałam z niezłą zniżką. Sam stół ma niesamowitą historię. Został przywieziony do Polski z podbrukselskiej willi. Była właścicielka sprzedawała starocie, które jej mąż skupował właśnie w Belgii. Jednak to nie było jedyne zajęcie męża, bo pracował on… jako finansista. Wymyślił, że skoro i tak często podróżuje, nie będzie robił pustych kursów i tak oto, po godzinach, zajął się sprowadzaniem mebli.

Jest jakieś kryterium, którym kierujesz się na zakupach? Prowadzisz wypożyczalnię rekwizytów, więc podejrzewam, że masz bardzo dużo przedmiotów.

Tak, chociaż nie było tak od początku. Wyrobiłam w sobie dryg kolekcjonera. Lata praktyki wyostrzyły moje zmysły i chciałabym napisać na ten temat e-booka. Będzie on o perłach designu, które można kupić w Szwecji. Chcę podzielić się wskazówkami, jak ich szukać i jakich błędów nie popełniać, ale też jak nie wpaść w pułapkę konsumpcjonizmu i nie zacząć wydawać na starocie za wiele pieniędzy.

Jeśli chodzi o przedmioty do Rekwizytorni & Company, to myślę w konkretnych kategoriach i uzupełniam te, w których mam braki. Kupuję też to, co bardzo często się wynajmuje, by mieć zapas i upłynniać przedmioty dwóm osobom w tym samym czasie. Co roku mój focus się zmienia i mam fisia na trochę inne rzeczy.

A w tym momencie na co najbardziej jesteś wyczulona?

Na szkło i wazony. Moja teściowa miała piękny ogród i kochała kwiaty. Miała ogromną kolekcję wazonów i zawsze, kiedy przyjeżdżaliśmy, rozstawiała wazony z kwiatami po całym domu. Przyznam, że długo tego nie rozumiałam. Niedawno, jak pojechaliśmy segregować jej rzeczy, obudziła się we mnie miłość do wazonów. To jest tak ciekawa forma! Kiedy moja teściowa próbowała dać mi coś, co uważałam, że nie do końca mi się przyda, było mi bardzo głupio odmówić. Speszona tłumaczyłam, że nie jest to w moim stylu, a ona pewna siebie odpowiadała “Aniu, jeszcze zobaczysz, że do tego dojrzejesz”. I to się sprawdziło w stu procentach.

Prowadzenie Rekwizytorni & Company czy bycie mamą to nie jedyne z Twoich zajęć. Czy możesz opowiedzieć coś o swojej nowej marce?

Fina to siostrzana idea do Rekwizytorni, choć tym razem nastawiona na sprzedaż, nie wynajem. Pomysł na nią powstał, kiedy byłam w ciąży z moją córeczką Josefina. To tła fotograficzne, które są szyte ze starannie wybranych materiałów o różnorodnych fakturach. Chcę w ten sposób dać narzędzie wszystkim osobom, które stoją za swoimi małymi, kreatywnymi markami. Pracując z nimi, można stworzyć zdjęcia na bardzo wysokim poziomie, mimo że wykonujemy je np. tylko telefonem. Mają one służyć wszystkim tym, którzy sprzedają swoją biżuterię, papeterię, kaligrafię, albo po prostu tworzą zdjęcia i content na media społecznościowe. 

W ramach Rekwizytorni & Company często potrzebuję zrobić zdjęcia swoim przedmiotom. Będąc małą marką nie zawsze mam środki, żeby angażować fotografów i organizować sesje produktowe, ale bardzo zależy mi na utrzymaniu wysokiego poziomu estetycznego. Nawet dzisiaj słuchałam podcastu, w którym była mowa o tym, że prowadząc kreatywny biznes, trzeba stworzyć swoją niszę. I choć mogłoby się wydawać inaczej, niszą zazwyczaj jest estetyka. Możemy robić to samo, co ktoś inny, jednak sposób komunikacji naszej estetyki będzie kluczowy i odróżniający nas od konkurencji. To jest tło idei idące za Finą.

Close